Ugrupowanie „Republika Naprzód” prezydenta Emmanuela Macrona zdecydowanie zwyciężyła w wyborach parlamentarnych we Francji, stąd będzie ona miała bezwzględną większość w Zgromadzeniu Narodowym. Totalną klęskę poniosła rządząca przez ostatnie pięć lat lewica, natomiast kandydaci Frontu Narodowego wygrali w ośmiu jednomandatowych okręgach wyborczych, a jeden z mandatów zdobyła jego szefowa, Marine Le Pen.
Zwycięstwo partii „Republika Naprzód” (LREM) było oczywiste już po pierwszej turze wyborów parlamentarnych sprzed tygodnia. Kandydaci LREM zwyciężyli ogółem w 308 jednomandatowych okręgach wyborczych, a ich koalicjant czyli centrowy Ruch Demokratyczny (MoDem) zdobył 42 mandaty parlamentarne, co oznacza, iż obóz skupiony wokół prezydenta Emmanuela Macrona będzie posiadał większość bezwzględną.
Drugi wynik uzyskała centroprawica skupiona wokół partii Republikanie (LR). Ogółem zdobyła ona 137 mandatów (o 95 mniej niż poprzednio) i według słów swoich liderów ma być główną grupą opozycyjną wobec rządu obozu prezydenckiego. Totalna klęska stała się natomiast udziałem Partii Socjalistycznej (PS) i jej sojuszników, którzy po pięciu latach rządów będą mieli zaledwie 44 reprezentantów w Zgromadzeniu Narodowym, a więc o 287 mniej niż w ubiegłej kadencji.
Jednomandatowe okręgi wyborcze jak zwykle okazały się skrajnie niekorzystne dla Frontu Narodowego (FN). Partia Marine Le Pen zdobyła zaledwie osiem mandatów, ale to i tak o sześć więcej niż pięć lat temu. Najważniejszą informacją dla ugrupowania jest sukces jej szefowej, ponieważ Le Pen zwyciężyła w swoim okręgu i tym samym zasiądzie we francuskim parlamencie. Ta sztuka nie udała się tymczasem żadnemu z partyjnych liderów, stąd najbliżsi współpracownicy przewodniczącej FN nie będą mieli wpływu na pracę parlamentu.
Swoją grupę w Zgromadzeniu Narodowym będzie mogła utworzyć skrajna lewica, bowiem partia „Niepokorna Francja” pod przywództwem Jean-Luca Mélenchona uzyskała 15 mandatów. Niewiele gorszy wynik stał się udziałem Francuskiej Partii Komunistycznej (PCF), która będzie reprezentowana przez 10 deputowanych. Ponadto do parlamentu dostało się pięciu kandydatów ugrupowań regionalistycznych, trzech niezależnych oraz po jednym ekologu, nacjonaliście i działaczu narodowo-konserwatywnej „Powstań Francjo”.
Komentatorzy i politycy zwracają przede wszystkim uwagę na niezwykle niską frekwencję, która była alarmująca już w pierwszej turze wyborów. Wczoraj do urn poszło zaledwie 43,4 proc. uprawnionych do głosowania, co choćby dla Mélenchona jest oznaką generalnego strajku obywatelskiego.
Na podstawie: lefigaro.fr, bankier.pl, france24.com.