Media niemal codziennie raczą nas doniesieniami z Bliskiego Wschodu, zwłaszcza odkąd na dobre rozprzestrzeniło się Państwo Islamskie. Mainstream zachwala obecnie akcje Zachodu przeciwko radykałom, jednak niechętnie doszukuje się prawdziwych twórców chaosu w tej części świata. Stąd dokładniejsze i niepoprawne politycznie analizy znaleźć można w niszowych pismach, takich jak „Opcja na prawo”.
Kwartalnik a wcześniej miesięcznik związany jest ze środowiskami konserwatywno-liberalnymi, stąd wśród autorów nietrudno znaleźć publicystów związanych z tygodnikiem „Najwyższy Czas!”, a więc programowym pismem Janusza Korwin-Mikke. Na szczęście nawet Stanisław Michalkiewicz, Grzegorz Braun, Tomasz Cukiernik czy Wojciech Grzelak nie doszukują się w konfliktach na Bliskim Wschodzie, ręki wszechobecnego socjalizmu. Stawiają diagnozę podobną do naszej – za powstaniem Państwa Islamskiego i wielu organizacji terrorystycznych stoi polityka Stanów Zjednoczonych. Tezę podkreśla okładka numeru pt. „Bestia na Bliskim Wschodzie?”, przedstawiająca węża w tle którego znajduje się amerykańska flaga, na której gwiazdki są zastąpione przez półksiężyc.
Stany Zjednoczone są więc oskarżane o doprowadzenie do rozwoju terroryzmu, poprzez wspieranie radykalnych ruchów w celu realizacji swoich interesów geopolitycznych. Niewygodnym tematem dla Zachodu jest choćby fakt wspierania przez niego Osamy Bin Ladena, na początku jego terrorystyczno-politycznej kariery, w trakcie wojny Związku Radzieckiego z Afganistanem. Znacznie trudniej jest jednak ukryć niezaprzeczalny fakt, jakim jest wsparcie przez Zachód przeciwników syryjskiego prezydenta Baszara al-Assada, obecnie dopuszczających się zbrodni pod szyldem Państwa Islamskiego.
Autorzy „Opcji na prawo” słusznie więc zauważają, że demokracja w zachodnim stylu, nie jest kompatybilna ze zwyczajami bliskowschodnimi. Stąd jedyną szansą dla umiarkowanych muzułmanów i chrześcijan w tym regionie jest wsparcie umiarkowanych bądź świeckich władz, trzymających w ryzach tamtejsze zróżnicowane społeczeństwa.
Ameryka nie jest jednak jedynym winowajcą zamieszania. Wskazuje się na niego także Izrael, prowadzący politykę kolonizacji Palestyny czy Wzgórz Golan, wywołując konflikty ze swoimi sąsiadami. Radykałów w wielu krajach wspiera też Turcja, której prezydent Recep Tayyip Erdoğan jest bohaterem oddzielnego artykułu, krytycznego wobec rezultatów tureckiej polityki zagranicznej ostatnich lat. Nie brakuje oczywiście krytyki samego islamu. Niektórzy publicyści twierdzą, że rozwój dżihadystów jest możliwy dzięki zacofaniu krajów muzułmańskich pod względem technicznym i gospodarczym, co rodzi frustrację wśród ich mieszkańców, pchając ich w objęcia radykałów. Obecny pokaz siły ma więc być tak naprawdę okazywaniem słabości świata islamskiego.
Osoby chcące poszerzyć swoją wiedzę nt. Bliskiego Wschodu z pewnością nie będą żałowały wydatku 15 złotych, za ponad 170 stron lektury.
MM