Ulicami Olsztyna przeszedł drugi marsz zorganizowany z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Miejsce zbiórki jeszcze na pięć minut przed planowaną godziną wymarszu świeciło pustkami. Porozstawiani w niewielkich grupkach uczestnicy spokojnie przygotowywali przyniesione flagi i wyjątkowo w tym roku nieliczne transparenty. Wraz z kolejnymi mijającymi minutami na plac pod ratuszem zaczęły jednak docierać kolejne grupy olsztynian.
Sformowana przez organizatorów luźna kolumna liczyła ostatecznie około 150 osób i wyruszyła w stronę alei Marszałka Józefa Piłsudskiego jedynie z niewielkim opóźnieniem. Na czele niesiono flagi i transparenty organizującej marsz Falangi, zaraz za nią szła bodaj najliczniejsza zwarta grupa na marszu, czyli kibice Stomilu Olsztyn wraz z transparentem „Stomilowcy Pamiętają”. Dało się także dostrzec transparent Ruchu Oburzonych Rzeczpospolita Obywatelska oraz flagę Samoobrony. W tłumie zauważalne były osoby powiązane z lokalnymi środowiskami patriotycznymi i prawicowymi partiami głównego nurtu, obecni byli ludzie starsi, a także rodziny z dziećmi, czasem wcale nie najmłodszymi – w pamięć zapadła mi zwłaszcza para tłumacząca swoim nastoletnim córkom ideę przyświecającą marszowi i historię Żołnierzy Wyklętych. Trudno wskazać wyraźnie dominującą wśród uczestników grupę wiekową, co jedynie świadczy o sporym przekroju demograficznym maszerujących.
Wśród okrzyków wznoszonych na cześć Wyklętych, takich jak „cześć i chwała bohaterom”, „Armio Wyklęta, Olsztyn pamięta”, „niezłomni, wyklęci bohaterzy”, „Narodowe Siły Zbrojne – NSZ”, pojawiły się także zwyczajowo towarzyszące manifestacjom nacjonalistycznym „a na drzewach zamiast liści…” czy „raz sierpem, raz młotem…”. Z bardziej niecodziennych można wymienić podawane przez Falangistów „narodowe państwo pracy”.
Marsz, podobnie jak w zeszłym roku, zatrzymał się na placu Solidarności przy Pomniku Wolności Ojczyzny, gdzie głos zabrał przedstawiciel organizatora. Niestety, nagłośnienie najwyraźniej postanowiło popełnić zbiorowe samobójstwo – wpierw poddał się megafon, a następnie niewielki głośnik, przez co zebrani musieli nadstawiać ucha, aby usłyszeć cokolwiek z niezbyt porywającej rozprawki dukającego z kartki młodzieńca. Na koniec odśpiewano hymn, po czym organizatorzy ogłosili rozwiązanie zgromadzenia. Było to na tyle nieoczekiwane, że ewidentnie wywołało konsternację wśród zgromadzonych. Sytuację uratował ktoś z tłumu okrzykiem „cześć i chwała bohaterom”, podnosząc nieco na duchu widocznie rozczarowany tłum.
W związku z rażącymi niedociągnięciami na tegorocznej olsztyńskiej manifestacji wypadałoby się pokusić o jakieś słowo podsumowania. Należy tu przywołać zeszłoroczny marsz, który wypadł zdecydowanie lepiej – miał lepszą frekwencję i był bardziej atrakcyjny wizualnie ze względu na większą ilość flag, transparentów, „łopatek” z wizerunkami wyklętych i młodzież w historycznych mundurach. Tegoroczny sprawiał wrażenie nie tyle zorganizowanego, a po prostu zarejestrowanego w urzędzie. Resztę zostawiono chyba głównie nośności święta. Doszło przez to jakiejś potwornie kuriozalnej sytuacji, w której miasto wojewódzkie miało jedną z najgorzej prezentujących się manifestacji w regionie. Nawet Iława, chociaż zgromadziła zdecydowanie mniej uczestników, wypadła o wiele lepiej. Wyjątkowym absurdem była rejterada olsztyńskiego koła Młodzieży Wszechpolskiej, które zamiast włączyć się w organizację obchodów w stolicy województwa, wolało czmychnąć właśnie do Iławy. Zaginął gdzieś również Narodowy Olsztyn, którego transparent jeszcze do niedawna towarzyszył każdej olsztyńskiej manifestacji patriotycznej.
Pole zostało oddane Falandze, która wyraźnie nie podołała zadaniu, co zresztą nie jest dziwne, skoro w Olsztynie mają wyjątkowo mikre struktury i możliwości adekwatne do ich rozmiaru. Pozostawianie organizacji czegokolwiek w gestii grupy, której główny skład osobowy musi dojeżdżać z drugiego końca Polski jest poważną pomyłką. Zeszłoroczne obchody były udane, ale chyba jedynie siłą rozpędu i dzięki spotkaniom je poprzedzającym (które, rzecz jasna, inicjatywą Falangi nie były). Niedociągnięcia objawiały się nie tylko w niezbyt korzystnym przygotowaniu oprawy (prześcieradła z namalowanymi napisami naprawdę powinny ozdabiać głównie wiadukty przed manifestacją, a nie główny pochód), lecz także w nieumiejętności ustawienia kolumny marszowej, która była rozciągnięta z transparentami umieszczonymi według indywidualnego widzimisię. Stomilowcy ustawiając się ze swoim w poprzek manifestacji efektywnie utworzyli drugie czoło pochodu odcinając przód, który jednocześnie zasłaniał ich transparent przez większość przemarszu.
Zeszłoroczne obchody były doskonałym punktem wyjścia dla organizacji większych i lepszych w roku kolejnym. Niestety, szansa ta została zaprzepaszczona i jeśli coś podobnego powtórzy się w kolejnym roku może zniechęcić i tak już dość apatycznych mieszkańców Olsztyna do uczestnictwa w tego rodzaju inicjatywach.
K.