Jean Raspail Obóz świętychPewnego razu przeglądając używane książki w jednym z centrów handlowych, do rąk wziąłem nieznaną mi wcześniej pozycję francuskiego pisarza, która na okładce zareklamowana była przypisem Rafała A. Ziemkiewicza jako „Szokująca opowieść o końcu białej cywilizacji”. Nie zastanawiając się dłużej, wziąłem. Choć krótkie recenzje na tyle książki tylko zachęcały mnie do jej szybkiego przeczytania, wpierw postanowiłem poszukać informacji o jej autorze. Okazało się, że Jean Raspail jest we Francji znanym „pisarzem skrajnej prawicy”, o którym we francuskich mediach nie potrafią się wyrazić nie używając słowa „rasista”.

Choć książkę rozpoczyna wstęp i przedmowa, która wyjaśnia wiele rzeczy zawartych w książce jak i opowiada o niej samej, to czytając ją trudno nie odnieść wrażenia, że traktuje ona o czasach rzeczywistych. Głównym bohaterem powieści jest pewien profesor, biały Francuz mieszkający w latarni morskiej. Pewnego dnia przez swoje okno zauważa niespotykaną wcześniej sytuację – dwie przepełnione ludźmi łodzie przycumowały do brzegu, zaś obecni na niej ludzie krzycząc coś w niezrozumiałym dla niego języku niemalże po sobie wybiegają na brzeg. Sytuacja ta powtarza się przez kilka dni, z tą różnicą, że łodzi i ludzi przybywa co raz więcej.

Wśród trudnej do sprecyzowania pod względem etnicznym grupy ludzi, profesor dostrzega także białych. Nie zachowują się jednak oni tak jak ci znani mu dotychczas Francuzi. Owi biali grabią będące w ich zasięgu sklepy i innych ludzi. Jeden z nich „odwiedza” także profesora w latarni morskiej i w krótkiej rozmowie prowadzonej tylko przez wzgląd na to, iż profesor celuje do niego ze swojej strzelby, człowiek ten wyjaśnia profesorowi, że nadchodzi zupełnie nowy czas, rewolucja i wielki chaos. Swoją działalność nazywa walką o przetrwanie. Profesor zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, bezpardonowo zabija go i zamierza strzec swojej latarni – zarówno przed nieznanymi przybyszami, jak i zdziczałymi białymi.

Kim są ci przybysze dowiadujemy się już we wstępie – są nimi mieszkańcy Indii, którzy pod wpływem szalonego filozofa (przybysza z Europy) ruszają ku Europie w przekonaniu, że czeka ich tam lepsze życie. Jednak jak okazuje się podczas lektury, owe życie nie ma polegać na znalezieniu pracy, lecz byciu na ciągłym utrzymaniu przez białych w myśl linekerowskiej idei „bo mi się należy!”.

Jak już wcześniej napisałem, czytając książkę ma się wrażenie, że opowiada ona o dzisiejszych czasach. Opisywany w powieści papież także nosi imię Benedykta XVI, choć mimo wszystko jego poglądy znacznie różnią się od poglądów Ratzingera. Powieść została napisana w latach ’70-tych, kiedy problem kolorowej imigracji był o wiele mniejszy, jak i mówienie/pisanie o nim było tematem tabu. Nie da się ukryć, że powieść okazała się w pełni prorocza – i to na niemalże każdej płaszczyźnie. Autor w krzywym zwierciadle opisał multikulturową i antyrasistowską modę dzisiejszego Zachodu, znanego m.in. z ciągłej pomocy „potrzebującej” Afryce. Największa krytyka poszła w stronę dzisiejszych mediów, modernistów Kościoła Katolickiego, antyrasistów i ojkofobów, pełnego ignorancji społeczeństwa oraz przede wszystkim kolorowych imigrantów.

Książka jest jak najbardziej godna polecenia, na dodatek jest dostępna w większości księgarni za niecałe 10 zł! Za taką cenę wstyd nie mieć, a książkę naprawdę warto posiadać i przeczytać.

 

J.