Na pewno naśladownictwo jest metodą o wiele prostszą i nie aż tak wymagającą jak twórczość własna. Jednak trzeba pamiętać, że mówimy tutaj o symbolach, metodach, a te nie są z gruntu lewackie, czy jakieś inne. Są zwykłymi narzędziami, środkami pomagającymi dążyć do celu. Trzeba mieć też na uwadze, że nie było w historii ruchu, ideologii czy też doktryny, która byłaby całkowicie wolna od naśladownictwa, inspiracji i zapożyczeń. Odsetek takich inspiracji to już indywidualna kwestia, wypadkowa otwartości na nowinki wśród osób kreujących taki nowy ruch. Ostatnio taki poziom otwartości jest po prostu wyższy. Można doszukiwać się w tym np. pragmatyzmu, refleksji nad niesatysfakcjonującym dotychczasowym kształtem ruchów itd.
Można również zauważyć swego rodzaju ślepą i bezmyślną fascynację u niektórych osób – ale tego uniknąć się nie da. Fakt faktem, wielu młodych bardzo entuzjastycznie podchodzi do symboliki AN, black blocku, wp sXe, nawet należąc do bardziej sformalizowanych struktur. Jednocześnie nie zdają sobie sprawy, po co właściwie są te zapożyczenia.
Z praktycznego punktu widzenia można stwierdzić, że jeśli coś jest skuteczne, to po prostu należy z tego korzystać, nie bacząc na to, kto z tego wcześniej korzystał. Metod i symboli nie da się ubrudzić, nie zostanie na nich tłusty ślad po dłoniach progejowskich, antyfaszystowskich, anarchistycznych działaczy. W ostatnich latach nowe europejskie ruchy nacjonalistyczne mają w swoich szeregach coraz więcej ludzi wyzwolonych z mentalnych okowów narzuconych przez dotychczasową spolaryzowaną wizję świata – takich, którzy nie wahali się przejąć metod rzekomo lewackich. Ich działalność w żaden sposób nie spowodowała „zlewaczenia” ruchu (co najwyżej w oczach niepoprawnych purystów). Są natomiast w takim samym albo i większym stopniu zwalczani przez System (zob. Niemcy, ostatnio Czechy, od zawsze Rosja), a to jest dobry barometr skuteczności w dzisiejszych czasach.
Tak zwana „druga strona” ogranicza się głównie do krytyki, często okraszonej niewybrednymi wyzwiskami, polegającej na zarzucaniu beztalencia, naśladownictwa, plagiatorstwa, niezdolności do wymyślenia własnych form i symboliki itd. Nie można powiedzieć, że na pewno tak, nie można też powiedzieć, że na pewno nie. Takie naśladownictwo budzi natomiast różne mniej lub bardziej wytłumaczalne desperackie odruchy. Sposób, w jaki nasze zapożyczenia są krytykowane, jest bardzo często dziecinny, skrajnie wulgarny i prostacki, słowem: niewyszukany.
To nie tylko świadczy o tych pojedynczych krytykantach i ich poziomie intelektualnym, ale daje też pogląd na to, jakiego typu ludzie działają pośród antysystemowych lewicowców, czyli prostymi słowy ujmując, jaka hołota marnuje całkiem niegłupie i skuteczne metody działalności walki z Systemem. Ci wartościowi i inteligentni, którzy byliby skłonni do współpracy na rzecz szkody naszego wspólnego wroga, są wciąż przez tę głośną hołotę tłumieni. Stąd między innymi płynie moja opinia o całej sprawie:
Przede wszystkim trzeba zauważyć, że walka o naszą przyszłość nie toczy się już na osi prawo vs. lewo, prawica antysystemowa vs. lewica antysystemowa, nacjonalizm vs. internacjonalizm, a nawet w wersji dla tych najbardziej ociężałych umysłowo: punki vs. skini (tak, tak, po obu stronach wyimaginowanej barykady są dalej osoby, które powielają ten absurdalny subkulturowy schemat). Te podziały są przestarzałe, dzisiaj już tylko sztucznie podsycane z jednej strony przez globalny, demoliberalny System, któremu zależy na skanalizowaniu i rozszczepieniu ruchów działających na jego szkodę, z drugiej strony przez ludzi zbyt głupich żeby przejrzeć na oczy i zauważyć prawdziwego wroga. Skoro jednak ruchy antysystemowe sytuujące się w swojej bezgranicznej naiwności po lewej stronie sceny politycznej nie mają zamiaru z nami współpracować na szkodę Systemu*, a wręcz angażują się w zwalczanie nas głównie pod płaszczykiem tzw. „antyfaszyzmu” (prądu zresztą po części kanalizowanego przez System), to moim zdaniem nie powinniśmy mieć żadnych skrupułów w podkradaniu im co skuteczniejszych technik, form, a także symboliki. Skoro oni mają zamiar rok po roku angażować się w inicjatywy marginalizujące nie tylko nas, ale i siebie samych, to złośliwie i perfidnie, sukcesywnie zabierajmy im to, co do tej pory stanowiło o ich sile i skuteczności.
Nie można w ten sposób wiele stracić, a zyskamy nowe narzędzia w walce z Systemem, przy okazji spychając do głębokiej defensywy tych, którzy w zaślepieniu rzucają nam kłody pod nogi. Nasi przyjaciele z Niemiec, Czech, Ukrainy, Włoch, Rosji i innych krajów już przejęli takie taktyki jak czarny blok, symbolikę skrajnej lewicy taką jak słynne czarno-czerwone flagi, metodę konstytucji autonomicznego oporu itd. I wcale na tym źle nie wyszli ani nie stali się lewakami, a tamtejsze grupy niezależnego sprzeciwu zostały zasilone solidnymi dawkami świeżej krwi. To wszystko na pewno zaprocentuje w przyszłości. Czas na nas, czas na Polaków. Nie stójmy w miejscu.
* doskonale zdaję sobie sprawę, że z naszej strony istnieje podobna niechęć, ale to właśnie zwrócenie się nacjonalizmów nowej fali w stronę paradygmatu popularnie nazywanego lewicowym, a nie sytuacja odwrotna, pozwala rozstrzygnąć, że to po lewej stronie antysystemowego oporu leży większa część winy za (bez)kształt obecnej opozycji wobec Systemu