nowy-obywatel-minWykorzystując powolniejsze tempo życia uwarunkowane polską zimą ponowiłem swoje rytualne zachowanie i sięgnąłem po najaktualniejszy numer Nowego Obywatela (ukazał się w styczniu 2013).  Zakup tej pozycji ponawiam co kilka miesięcy, konkretyzując co kwartał, gdyż właśnie w takich odstępstwach czasowych jest ona dostępna między innymi w sprzedaży wysyłkowej.

Mam świadomość, iż dla wielu aktywistów spośród grona nowoczesnych nacjonalistów pismo to jawić może się jako nieznane, obce, trudne do zidentyfikowania i oceny. Z tego też względu postanowiłem wygenerować krótki wstęp pełniący funkcje wprowadzenia i nakreślenia kontekstu tematyki wokół której skoncentrowany jest każdy numer Nowego Obywatela.

Naczelnym hasłem niezmiennie towarzyszącym odbiorcy w trakcie lektury kwartalnika zawarte jest w podtytule pismo na rzecz sprawiedliwości społecznej. Jest ono obecne nie tylko w wersji drukowanej Nowego Obywatela, ale także na poświęconej tej pozycji witrynie internetowej i na stałe wkomponowało się w deklaracje ideową środowiska go tworzącego. Recenzowane pismo stanowi więc przestrzeń do wypowiedzi dla publicystów (niezależnie od opcji politycznej), którzy w konflikcie między światem kapitału/pieniądza a światem życia społecznego bezwzględnie opowiadają się w obronie tego drugiego. Oznacza to, iż kwartalnik jak i witryna w sieci nie są politycznie jednolite a publicyści ogniskują się wokół problematyki globalizacji, konsumpcji, wielowymiarowego wykluczenia społecznego, marginalizacji, ubóstwa, nadużyć ze strony mega korporacji, form samoobrony pracobiorców przed uciskiem pracodawcy, inicjatywy oddolnej itd. jak również kreuje rozwiązania dla ugruntowanych patologii w kapitalistycznym świecie. Na nachalną agitacje na łamach Nowego Obywatela nie ma miejsca, a przynajmniej niżej podpisany takowej nie uświadczył. Dla mniej przekonanych, ortodoksyjnie podchodzących do sprawy zalecam zapoznanie się z krótkimi notkami biograficznymi ulokowanymi na ostatnich stronach czasopisma. Tym samym odbiorcy tego typu mają szanse na ominięcie tekstów publicystów, co do których ze względu na określone środowisko z zasady się nie zgadzają.

W kontekście tym warto podkreślić iluzje dwubiegunowego podziału politycznego Polski, która tak udzieliła się kręgom ogarniętym hipnozą dnia 11.11. Otóż nie warto segregować życia politycznego naszego kraju na grupę własną (wszystkie formacje przychylne koncepcji kultywacji dumy narodowej) jak i grupy obcej (najogólniej rzecz biorąc opozycja). Gdzieś poza tym spolaryzowanym podziałem w świecie życia społecznego sytuują się środowiska, którym jednoznacznie nie są całkowicie bliskie wartości jednej bądź drugiej strony, acz warto zagłębić się w dzieła przez nie wytworzone. Promują one bowiem postawy nam tożsame – co w przypadku Nowego Obywatela wyszczególnione zostało w poprzednim akapicie recenzji, z którą właśnie czytelniku się zapoznajesz.

Nowy Obywatel jak deklaruje środowisko go tworzące jest kontynuacją czasopisma „Obywatel”. Na polskim rynku wspomniana pozycja dostępna była w latach 2000-2010, przy czym w okresie 2002-2008 jako dwumiesięcznik. Aktualnie Nowy Obywatel nie ukazuje się już z taką częstotliwością i obecnie jest jedynie kwartalnikiem. Redaktorem naczelnym pisma jest Remigiusz Okraska, który w trakcie kariery edukacyjnej popełnił między innymi prace magisterską traktującą o polskim neopogaństwie. Ten sam człowiek, który we wstępie do numeru zimowego wskazuje, iż kontestacja wobec systemu jest przyrodzonym prawem polskiego obywatela.

Objętość poddanego ocenie kwartalnika niezmiennie utrzymuje się na poziomie 166 stron w formacie A4. Okładka nie jest twarda, aczkolwiek nie przypomina także tej znanej nam z dostępnych na rynku Zinów o tematyce nacjonalistycznej. Zawartość jest graficznie skromna, najpewniej jest to owoc ubogich nakładów finansowych dostępnych na wygenerowanie każdego numeru. Analizując Nowego Obywatela z tej perspektywy daleki jestem od krytyki, gdyż mam świadomość jak ciężko jest wydać na rynek coś odległego w formie od tego co proponują media głównego nurtu – raczej nad tym ubolewam. Spośród biało-czarnych stron zdecydowanie wyróżnia się kolorowa okładka. W numerze zimowym  postawiono na prostą graficzną metaforę, otóż na pomarańczowym tle umiejscowiono klucz imbusowy (ampulowy) a ilustracje okraszono hasłem „instrukcja naprawy państwa”. Recepta na naprawę sytuacji kraju zamieszczona została wewnątrz numeru.

Obszar pierwszych 32 stron zajmują ankiety, na których specjaliści (ewentualnie ludzie co najwyżej do tego miana przypadkowo zaliczani) podejmują próbę sformułowania zwięzłej receptury na docelową naprawę państwa. Będąc z odbiorcami szczery błyskawicznie przebrnąłem przez te działy, prawdopodobnie z dystansem traktując wskazówki „prospołecznego gabinetu cieni” – pochyliłem się jedynie nad propozycjami zmian w „ministerstwie obrony państwa i obywateli” jak również w „ministerstwie rozwoju nauki i szkolnictwa wyższego”. Niestety mój subiektywny punkt patrzenia na oferowane propozycje jest krytyczny. W przypadku koncepcji wykreowanej przez dr hab. Pawła Soroki model obronności państwa opiera się na wyposażeniu w uprawnienia do posiadania broni struktur takich jak: straż leśna, kolejowa, firmy ochroniarskie etc. – a więc dodatkowe potencjalne uzbrojenie instytucji nieprzyjaznego Polakom systemu. Dodatkowo jego propozycja opiera się na założeniu pogłębionej współpracy z blokiem sojuszniczym NATO i państw UE. Pominięty został kluczowy temat udziału polskich żołnierzy w rzekomych  „misjach stabilizacyjnych” jak: Afganistan, Irak i od niedawna Mali. Być może na podjęcie tego wątku zabrakło miejsca. Odpowiedź może być zawarta jednak w lakonicznym stwierdzeniu o pogłębionej współpracy naszych wojsk z analogicznymi strukturami UE. Polacy realizując misję w Mali wchodzą bowiem w skład europejskiego kontyngentu pod przewodnictwem Francji.

Odnośnie do propozycji autorstwa dr Juliana Srebrnego w perspektywie zmian w polskim szkolnictwie ponownie zabrakło mi jednoznacznych sugestii . W tym przypadku wobec kwestii odpłatności za drugi kierunek studiów jak również w materii redukcji liczby godzin nauczania historii w szkołach. Jak już wspominałem przez temat „prospołecznego gabinetu cieni” przebrnąłem błyskawicznie i podobnie w swej recenzji nie zamierzam temu zagadnieniu poświęcać więcej miejsca.

W celu wyrobienia sobie opinii bądź uzupełnienia braku wiedzy w światopoglądzie zalecam lekturę całego kwartalnika, aczkolwiek skoncentruje się na kilku artykułach. Jednym z nich jest wywiad z prof. Elżbietą Tarkowską dotyczący „biedy po polsku”. Socjolog podejmuje się rozprawy z mitami dotyczącymi biedy jak również ukazania jej autentycznej skali w naszym kraju. W świadomości mas biedę ujmuje się jako niedostatek środków materialnych uniemożliwiający zaspokojenie elementarnych potrzeb egzystencjalnych jak chociażby wyżywienie, konieczność ubrania się itp. Tymczasem w kontekście wywiadu zaproponowano traktowanie biedy wielowymiarowo. Przejawem ubóstwa nie jest wyłącznie katastrofalna sytuacja finansowa gospodarstwa domowego, ale również wykluczenie społeczne równoznaczne z niemożliwością uczestnictwa w życiu kulturalnym czy też zapewnienia godziwych warunków wypoczynku.  Rozmówczyni wskazuje również na odległą od prawdy społeczną percepcję tego problemu. Z perspektywy tworzącej się w gospodarce wolnego rynku klasy średniej ubóstwo uważane jest jako syndrom braku zaradności, lenistwa, alkoholizmu nigdy zaś jako efektu transformacji gospodarczej stymulującej niestabilność zatrudnienia a co za tym idzie zjawiska takiego jak: długotrwałe bezrobocie. W społeczeństwie sukcesu natomiast ludzie ubodzy wielokrotnie z obawy przed stygmatyzacją rzadko występują o pomoc do instytucji społecznie wrażliwych jak chociażby kościół katolicki. Będąca rodzinną tragedią bieda (występująca w Polsce przeważnie na obszarach wiejskich) generuje w ludziach nią dotkniętych pewną dozę zaradności i zmysłu strategicznego, który także uwzględniony został w treści wywiadu. W ścisłej tematycznej korelacji utrzymany jest kolejny artykuł o tytule „Szkoła życia? O wsparciu materialnym uczniów w Polsce”, do lektury którego naturalnie też zachęcam.

Za interesujący uważam także artykuł autorstwa Katarzyny Machnik „Chiny – robotnicy wstają z kolan”. Publicystka w skondensowanej formie starała się wyłożyć codzienność tego totalitarnego państwa. Rzeczywistość Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) dysponującej niewyobrażalną siłą roboczą uwarunkowana jest synergicznym związkiem dwóch czynników: ideologicznego komunizmu i gospodarczego kapitalizmu. ChRL jest idealnym obszarem dla mega korporacji i nieobecnych akcjonariuszy (wśród nich Puma, Adidas, Apple, Carrefour, Wal-Mart i wiele innych), którzy pragną traktowania pracowników nie jako ludzi lecz jako trybików w systemie.  W tym celu przy wsparciu miejscowej kasty biznesmenów i niehumanitarnej polityki państwa, kraj ten (głównie jego wschodnie wybrzeże) zamieniony został w ogromny obszar obozów pracy, w których ludność została skoncentrowana przy iluzji posiadania praw pracowniczych. Bunty pracobiorców przeciw wyzyskowi zgodnie z oficjalną ideologią utożsamiane są również z sabotażem państwa. W celu wykreowania wrażenia obrony robotników aparat władzy powołał do życia Ogólnochińską Federację Związków Zawodowych (OFZZ) podległą Komunistycznej Partii Chin. Jej faktycznym zadaniem nie jest jednak reprezentowanie wielomilionowej masy robotników, lecz kanalizowanie nastrojów w kierunku bezpiecznym dla władzy i transnarodowych koncernów. Niemniej jak dowodzi autorka wspomnianego tekstu za sprawą najmłodszej generacji wchodzącej na rynek pracy sytuacja się zmienia. Otóż pokolenie to jest gruntownie zaznajomione z nowymi technologiami (47% spośród nich regularnie korzysta z Internetu), ma wymagania dotyczące poziomu płac i warunków pracy jak i krytyczne spojrzenie na OFZZ. W celu skuteczniejszej samoobrony przed wyzyskiem kapitału organizuje się oddolnie przez sieć stowarzyszeń, związków w zakładach produkcyjnych. Efekt tej działalności to strajki paraliżujące ChRL i jedno szczególnie istotne wydarzenie. Otóż po Święcie Wiosny w roku 2004 robotnicy masowo nie wrócili z prowincji do miejsc pracy usytuowanych w zakładach na południu kraju. Paraliż produkcyjny jaki został wywołany odcisnął piętno na wielu krajowych gospodarkach jak również wygenerował sytuację, w której pracodawcy usilnie potrzebowali pracowników zatrudniając ich na zdecydowanie korzystniejszych warunkach płacowych.

Artykuł Filipa Białka klasycznie wpisuje się w koncepcje konfliktu między światem życia społecznego a światem kapitału. Publicysta pod tytułowym „Jak walczyć z czymś, czego nie rozumiemy?”  zamiast serwowania frazesów nakłania do pochylenia się nad tym czym zasadniczo jest kapitalizm i wypracowania strategii walki z międzynarodowym kapitałem. Zrozumienie tego zjawiska jest o tyle trudniejsze, gdyż w zglobalizowanym świecie jego wpływ jest trudny do namacalnego odnotowania. Współcześnie przepływ kapitału, transakcje odbywają się elektronicznie operując na skomplikowanych algorytmach, o których wiedza niedostępna jest dla przeciętnego człowieka. Tekst stanowi jednocześnie krytyczną rozprawę z ruchem Occupy Wall Street (entuzjastyczny artykuł został opublikowany w letnim numerze Nowego Obywatela pod tytułem „Czego nauczyło nas Occupy Wall Street?”), który autor uważa za nieefektywny i niezdolny do wpłynięcia na kapitał. Zamiast demonstrowania w odizolowanej strefie, którą stanowił park w Nowym Jorku publicysta powołuje się na strategię Bryanta. Z zamieszczonego cytatu jednoznacznie wypływa koncepcja akcji bezpośredniej przeciw infrastrukturze transnarodowego kapitału. Na ile tego pokroju sugestie okażą się inspirujące pokażą przyszłe masowe protesty.

Recenzji pragnę poddać jeszcze jeden artykuł, który popełnił dr hab. Leszek Bugaj. „Lewica, czyli co?” stanowi rozprawę z kształtem współczesnej lewicy z pozycji socjaldemokraty (jak mniemam sklasyfikować Bugaja na siłę można także jako przedstawiciela nurtu lewicy patriotycznej). Trudno więc oczekiwać pokrewieństwa ideologicznego do nas jako nowoczesnych nacjonalistów krytycznie ustosunkowanych wobec demoliberalizmu. Uważam tekst ten za intelektualnie ciekawy ze względu na inny aspekt. Po krótkim rysie historycznym lewicy jako stojącej w opozycji do kapitalizmu, wypaczeń komunizmu po jej ewolucje w powojennym systemie kapitalizmu sterowanego autor przybliża się do konkluzji czym jest jej aktualny obóz we współczesnej Polsce. Jednoznacznie ocenia ją jako będącą w kryzysie, nie potrafiącą wypracować spójnej strategii wobec globalnego kryzysu, który dotknął także Polskę. Powodów autor upatruje głównie w jałowości współczesnej „lewicy” parlamentarnej. Partie te zamiast swe wysiłki skierować na niwelacje patologii kapitalizmu w skali narodu, preferują „walkę” o świeckość państwa bądź rzekome prawa pederastów (w tekście użyty został politycznie poprawny termin „gejów”).

Stronę końcową stanowi reklama Tygodnika Solidarność. Jego środowisko traktować może jako bliskie większość aktywistów, z tego względu iż objęło ono medialny patronat nad zeszłoroczną edycją Marszu Niepodległości. Teksty, które podałem uproszczonej analizie naturalnie nie stanowią całej objętości pisma. Liczba artykułów, które są do zapoznania jest znacznie większa. Osobom nie zamkniętym w okowach jedynej słusznej ideologii polecam tą pozycję. Między innymi jako opcje konfrontacji ustabilizowanego światopoglądu z nieznanym do tej pory stanowiskiem odrębnego środowiska. Koszt zimowego numeru kwartalnika to 15 zł.

R.eutt

nowy-obywatel-okladka