Blisko 182 miliony euro rocznie płacą niemieccy podatnicy na program rządu federalnego, mający w założeniu pomagać organizacjom pozarządowym walczącym z „prawicowym ekstremizmem”. Podejrzany sposób wydatkowania tych pieniędzy od wielu lat jest obiektem zainteresowania ze strony organów kontrolnych, ale zarządzane przez Zielonych ministerstwo w ogóle się tym nie przejmuje.
Minister rodziny Lisa Paus z Zielonych przekonuje w Bundestagu, że program finansowany przez jej resort promuje i wzmacnia demokrację. Od początku był jednak nakierowany na walkę z prawicą. Chociażby w 2021 roku na przeciwdziałanie „prawicowemu ekstremizmowi” wydano 22,6 mln euro, natomiast na zwalczanie „lewicowego ekstremizmu” tylko 2,1 mln. Tymczasem obie grupy są tak samo liczne.
Od czasu przejęcia władzy przez koalicję Zielonych, Socjaldemokratycznej Partii Niemiec i liberałów z Wolnej Partii Demokratycznej na program przeznaczane są dużo większe fundusze. Paus zwiększyła je z 40,5 do 182 mln rocznie.
Tygodnik „Focus”, na podstawie rozmów z byłym pracownikiem jednego z federalnych urzędników, twierdzi, że metody wydatkowania pieniędzy wzbudzają kontrowersje. Organizacje otrzymujące finansowanie właściwie w ogóle się z tego nie rozliczają, przeznaczają pieniądze wbrew pierwotnym celom i nie muszą się martwić kontrolami ze strony ministerstwa.
Nie zmieniają tego działania podejmowane przez organy kontrolne. Wątpliwości odnośnie sposobu finansowania walki z „prawicowym ekstremizmem” już parę lat temu zgłaszały Federalny Urząd Kontroli czy Federalny Trybunał Obrachunkowy. Zdaniem tej drugiej instytucji, konkursy na dofinansowanie są słabo doprecyzowane, a to rodzi pole do poważnych nadużyć.
Informator gazety dodaje, że nadzór merytoryczny nie istnieje, bo w komisji opiniującej projekty zasiadają politycy. Z tego powodu bardzo często środki trafiają do organizacji związanych z byłymi działaczami lewicy, którzy w rzeczywistości niczym się nie zajmują.
Na podstawie: focus.de.