Przywrócenie ruchu transgranicznego pomiędzy Polską a Niemcami jest postulatem coraz głośniej wysuwanym przez rząd Brandenburgii. Niemiecki land nie może obejść się bez polskich pracowników, z kolei od kilku tygodni czołowe niemieckie media narzekają na brak pracowników sezonowych, którzy mogliby przyjechać do tego kraju w celu pracy w rolnictwie.
Apele o otwarcie polsko-niemieckiej granicy wysyła przede wszystkim Dietmar Woidtke, premier Brandenburgii oraz koordynator rządu federalnego ds. niemiecko-polskiej współpracy społecznej i przygranicznej. Stwierdził on ponownie, że pracownicy transgraniczni powinni mieć możliwość dotarcia do pracy w Niemczech, a w przypadku przedłużenia obostrzeń powinny one być pragmatyczne.
Obecnie, w związku z ograniczeniami wprowadzonymi przez rząd Mateusza Morawieckiego, osoby przekraczające polską granicę muszą poddać się obowiązkowej dwutygodniowej kwarantannie. To oczywiście utrudnia możliwość wyjazdu do pracy do Niemiec, a według brandenburskiej izby handlowej problem ten dotyczy około 25 tys. osób. Ponadto wiele przygranicznych powiatów jest ściśle powiązana z niemieckimi firmami.
Na początku kwietnia Woidtke po raz pierwszy zabiegał o otwarcie polsko-niemieckiej granicy. Polityk Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) twierdził wówczas, że relacje jego landu z Polską „nie mogą się rozpaść”, stąd domagał się ustępstw ze strony rządu w Warszawie. Jednocześnie podkreślił on znaczenie polityki otwartych granic utrzymywanej przez Unię Europejską.
Od początku pandemii koronawirusa niemieckie media martwią się o dostęp do pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej. Przede wszystkim na łamach prasy narzekają właściciele gospodarstw rolnych, którzy nie mogą znaleźć osób choćby do corocznego zbioru szparagów. Z tego powodu podejmowano między innymi próby ściągania transportem lotniczym pracowników z Rumunii.
Na podstawie: dw.com, do rzeczy.pl.