Izraelski premier Benjamin Netanjahu podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych uczestniczył w podpisaniu dekretu przez amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, na mocy którego Amerykanie uznali Wzgórza Golan za terytorium należące do państwa syjonistycznego. Netanjahu ostatecznie skrócił swój pobyt w USA, aby zatwierdzić decyzję o zmasowanych atakach na Strefę Gazy w odwecie za wystrzelenie przez Palestyńczyków rakiety na wioskę pod Tel Awiwem.
Już w ubiegłym tygodniu Trump napisał na Twitterze, że po blisko 52 latach panowania Izraela nad Wzgórzami Golan należy oficjalnie uznać je za syjonistyczne terytorium. Wczoraj w Waszyngtonie amerykański prezydent podpisał stosowny dokument w tej sprawie, zaś w ceremonii towarzyszył mu izraelski premier. Zdaniem Trumpa sporny teren może być bowiem wykorzystany przez Iran i libański Hezbollah do ataków na Izrael, dlatego powinien on być nadzorowany przez syjonistów.
Netanjahu spotkał się z Trumpem chwilę po wystrzeleniu rakiety na wieś znajdującą się pod Tel Awiwem, która raniła siedmiu Izraelczyków. Lider Likudu zapowiedział od razu, że podejmie działania odwetowe, stąd postanowił on skrócić swoją wizytę w USA i nadzorować odpowiedź przygotowaną przez izraelskie wojsko.
Syjoniści przeprowadzili więc zmasowany atak lotniczy na terytorium Strefy Gazy, natomiast palestyński Hamas w odpowiedzi wystrzelił dziesięć rakiet na terytoria okupowane przez Izrael. Jednocześnie ruch oporu poinformował o zniszczeniu jednego z jego biur w północnej części Gazy, lecz podkreślił przy tym, że izraelskiemu lotnictwu udało się zniszczyć jedynie puste zabudowania. Ostatecznie dzięki wysiłkom Egiptu udało się wynegocjować palestyńsko-izraelskie zawieszenie broni.
Na podstawie: aljazeera.com, breitbart.com, ynetnews.com.