Od wielu lat nawarstwiają się problemy spowodowane brakami wśród kadry pielęgniarskiej. Na dodatek mają one dosyć obecnego traktowania. Planują one więc masowe zrzekanie się prawa do wykonywania zawodu, o ile nie zostaną zrealizowane ich postulaty płacowe. W dobie pandemii koronawirusa dla wielu pacjentów pozbawionych opieki może to po prostu oznaczać śmierć.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych zapowiedział już wchodzenie w spór zbiorowy z pracodawcami. Najchętniej uczyniłby to tak naprawdę z polskim państwem, lecz takie rozwiązanie nie jest przewidziane przez nasze prawo. Zamiast tego grożą one coraz częściej rezygnacją z prawa do wykonywania zawodu. Wówczas nikt nie mógłby już ich zmusić do wykonywania swojej pracy.
Jednym z głównych argumentów pielęgniarek jest przeciążenie pracą. Do tego dochodzą jeszcze kwestie finansowe. W trakcie strajków z 2015 r. wywalczyły one dodatek 4 x 400 zł, ale nie podoba im się włączanie tych funduszy do ogólnej puli pieniędzy przyznawanych szpitalom. Z tego powodu OZZPiP domaga się uchwalenia tak zwanej 'ustawy covidowej”, aby przyznane zostały dodatki w wysokości 100 proc. podstawy wynagrodzenia osób walczących z pandemią koronawirusa.
Rządzący podjęli już pewne działania w kierunku realizacji postulatów pielęgniarek. Wspomniane 4 x 400 zł przynajmniej do lipca przyszłego roku będzie wypłacane jako pieniądze „znaczone”. Ponadto minister zdrowia Adam Niedzielski wydał dyspozycje Narodowemu Funduszowi Zdrowia, które nakazują mu wypłatę wspomnianych środków jeszcze przed uchwaleniem „ustawy covidowej”.
Związkowcy twierdzą jednak, że rządzący tak naprawdę ignorują postulaty pielęgniarek. Nie mają one więc należytej ochrony, stąd w pierwszych dwóch tygodniach listopada z powodu koronawirusa zmarło więcej pielęgniarek niż w całej pierwszej połowie bieżącego roku. Władze oskarżane są z tego powodu o niezapewnienie godnych warunków pracy, nie wspominając już o próbach odebrania dodatków pracownikom służby zdrowia.
Na podstawie: rp.pl, biznes.interia.pl.