Coraz bliżej do długo nakręcanych tzw. Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie. Jako nacjonaliści, wspólnie z polskimi, fanatycznymi kibicami (wielu z nas, w tym piszący ten tekst, to „dwa w jednym”) – byliśmy przeciwko organizacji tej komercyjnej (do cna) imprezy na terenie naszego kraju. Dlaczego? Powodów jest przynajmniej kilka… W momencie przyznania nam współorganizacji Euro 2012 zwiększyły się w Polsce represje względem aktywnych kibiców. System chciał koniecznie „pokazać się przed światem” i urządzał szereg pokazówek, mających udowodnić najbogatszym, że Polska walczy u siebie z chuliganami. Nic to, że najbardziej radykalni fanatycy zapowiadali (m.in. za pomocą opraw meczowych) bojkot Euro, jako turnieju, który przeczy idei prawdziwego futbolu. Ale o czym my w ogóle mówimy, skoro System nie dokonał nawet faktycznego podziału i zaczął wylewać dziecko z kąpielą… Za bandytów uznano całe środowisko kibiców, a w zaszufladkowaniu pomogły media, z „Gazetą Wyborczą” na czele. Przy okazji załatwiając swój własny interes…

Zakazy i kary za patriotyczne transparenty, wyroki dla chcących ubarwić widowisko sportowe kibiców, tak wysokie jak dla… Kiszczaka za wprowadzenie Stanu Wojennego (!). To mówi bardzo wiele… Zresztą nie jest tajemnicą, że środowisko kibiców kłuje władze w oko właśnie z powodu okazywania swego patriotyzmu, z powodu wspierania innej opcji niżeli ta promowana w „głównym nurcie”…

Represje to jednak tylko jeden z wielu powodów bojkotu. W tzw. Mistrzostwach Europy od dawna rządzi pieniądz, reklama i chęć zwycięstwa za wszelką cenę. Proces naturalizacji powoli zabija piękno międzynarodowej rywalizacji, doprowadzając do zrównania jakże odmiennych pojęć: klub i reprezentacja. O ile w klubie transfery są rzeczą normalną to w kwestii reprezentacji przyznaje się obywatelstwa często tylko dlatego, że dany sportowiec pasuje do meczowej jedenastki (przykłady z Polski: Olisadebe, Roger…). Uważamy, że dobra gra w piłkę to zbyt mało, by przyznawać daną narodowość. W piłkę reprezentował nas Brazylijczyk, w ping ponga Chińczycy, w MMA reprezentują Polskę Czeczeni… Czy nie ma już uzdolnionych sportowców rodem z naszej Ojczyzny? Tym bardziej, że jesteśmy w miarę jednolitym narodem i chcemy by reprezentowali nas nasi.

A jeśli nawet zdecydowalibyśmy się iść na Euro to… prawdziwi kibice nie są tam mile widziani… Bardzo drogie bilety, niechęć wobec aktywnych na co dzień grup najwierniejszych fanów – to także składa się na bojkot turnieju. Biznesmani nie chcą naszego dopingu, przeszkadza im to, że jesteśmy grupą zorganizowaną, a nie zbiorem niezależnych „klientów” (ich stoisk z pamiątkami oraz drogiego cateringu itd.). Zorganizowani kibice mogliby jeszcze wykrzyczeć swoje zdanie o fatalnym stanie dróg, o co najmniej dziwnej polityce dotyczącej warszawskiego Stadionu Narodowego (otwarty tylko na sparingi, odwołany Superpuchar Polski, o którym minister sportu nie ma bladego pojęcia!) itd. Oni chcą pokornego klienta, który zostawi swoje pieniądze i nie będzie głośno krytykował niczego, co związane z tą imprezą…

Tak na marginesie – dziwić może rzekomy sprzeciw środowisk lewicowych wobec Euro 2012. Wszak nie kto inny jak oni, mają w głębokim poważaniu kwestie narodowościowe, dążą do „świata bez granic”, a co za tym idzie – do zabicia międzynarodowej, sportowej rywalizacji. Ci ludzie nazywają się prawdziwymi kibicami piłki, którym przeszkadza komercjalizacja Euro itp. A nawet w czystej, niekomercyjnej formie, Euro mogłoby być dla nich „szowinistyczne”. No cóż… jak rzekł George Orwell: Lewicowość jest czymś w rodzaju fantazji masturbacyjnej, w której świat faktów nie ma najmniejszego znaczenia. Protestują (gdzie?) przeciwko zabijaniu idei sportu, samemu piękna prawdziwej, uczciwej, międzynarodowej rywalizacji nie rozumiejąc.

No cóż… Jeśli ktoś zaciera ręce na tę imprezę to są to raczej biznesmani, piknikowi kibice oraz media. Ultras na wielu stadionach przekazali swoje zdanie, które brzmi nie inaczej niż „Fuck Euro”. I takie nastawienie polecamy również nacjonalistom.

Ł.