Na Twitterze kontynuowana jest rozpoczęta w poniedziałek wymiana zdań, w której biorą udział politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz amerykańska ambasador Georgetta Mosbacher. Przedstawicielka Stanów Zjednoczonych na uwagi o zasadach misji dyplomatycznych odpowiedziała własnie, że nie zamierza ich przestrzegać i rości sobie prawo do wypowiedzi o sprawach wewnętrznych Polski.
Dyskusja pomiędzy PiS-owcami a Mosbacher rozpoczęła się w powyborczy poniedziałek. Właśnie wówczas wiceprezes tej partii Antoni Macierewicz, jak zazwyczaj w sytuacji zakończenia kampanii wyborczej, postanowił o sobie przypomnieć. Skrytykował on więc zwolenników prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, oskarżając ich między innymi o wspieranie kłamstw TVN-u czy działania osłabiające polską niepodległość.
Ambasador USA w Warszawie postanowiła odpowiedzieć na wpis byłego szefa resortu obrony narodowej. Zarzuciła ona Macierewiczowi „dzielące i nienawistne wypowiedzi”, a „każdy przyzwoity człowiek powinien odrzucić tego rodzaju retorykę!”. Polityk PiS-u odpowiedział wówczas, że najprawdopodobniej Mosbacher nie zna całego kontekstu jego wpisu, czyli jest niedoinformowana.
Nieco inaczej do sprawy podszedł były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. W swoim wpisie przypomniał on amerykańskiej ambasador o art. 41 konwencji wiedeńskiej z 1961 roku. Reguluje on właśnie charakter misji dyplomatycznych, a więc zabrania mieszania się do spraw wewnętrznych państwa przyjmującego. Z tego powodu, według Waszczykowskiego, publiczne polemiki Amerykanki z polskimi politykami nie powinny mieć miejsca.
Mosbacher zapowiedziała jednak, że nie będzie przejmowała się prawem międzynarodowym. „Złożenie przysięgi jako ambasador nie oznacza, że odrzuciłam etykę, wartości i umiejętność odróżniania dobra od zła. Jeśli widzę, że historia jest zniekształcana lub interpretowana ze złych pobudek, zabieram głos niezależnie od mojego stanowiska” – napisała w odpowiedzi amerykańska ambasador.
Na podstawie: dorzeczy.pl, twitter.com.
Zobacz również: