Francja boryka się z coraz większymi problemami. Bezrobocie utrzymuje się na stale wysokim poziomie, bez pracy pozostają dziesiątki tysięcy młodych Francuzów, w szczególności tych którzy niedawno skończyli studia, a wskaźniki wzrostu gospodarczego są dramatycznie niskie. Zmiana na stanowisku premiera jest oczywiście podyktowana innymi względami, a są nimi spadek poparcia dla Partii Socjalistycznej i prezydenta z jej ramienia, a więc Françoisa Hollande’a.
Funkcjonujący niecałe dwa lata gabinet Jeana-Marca Ayraulta, podał się do dymisji 31 marca, a po paru dniach nowym premierem został dotychczasowy minister spraw wewnętrznych, Manuel Valls. Ayrault zrezygnował ze stanowiska dzień po drugiej turze wyborów komunalnych. Jego Partia Socjalistyczna (Parti Socialiste), poniosła zdecydowaną porażkę, ustępując centroprawicowej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (Union pour un mouvement populaire), a w niektórych miejscach przegrywając także z Frontem Narodowym (Front National). Wynik lewicy czyli ogółem 43% głosów może wydawać się nie najgorszy, jednak rezultat w elekcji do Parlamentu Europejskiego będzie najprawdopodobniej jeszcze niższy, zaś notowania dotychczasowego rządu, a także prezydenta Hollande’a stale spadają. Dodatkowo wspomniany rezultat nie odzwierciedla prawdziwych strat lewicy w wyborach komunalnych, a wskazuje na niego dopiero strata ponad 150 stanowisk burmistrzów, nawet w miastach uważanych za bastiony socjalistów. Poparcie dla samego prezydenta stopniało z 51% w wyborach sprzed dwóch lat, do niecałych 20% obecnie.
Homomałżeństwa zamiast chleba
W ciągu niemal dwóch lat rządów, socjaliści zdążyli przede wszystkim podjąć kilka tematów ideologicznych. Nie od dziś wiadomo, że zachodnioeuropejska lewica jest zajęta kulturowymi eksperymentami i przebywaniem na modnych salonach, a obrona interesów zwykłych ludzi wychodzi jej, mówiąc ogólnie, nie najlepiej. Świadczą o tym suche wskaźniki ekonomiczne. Bezrobocie na w październiku 2013 roku wyniosło 10,9%, co oznacza, że bez zatrudnienia pozostawało prawie 3,26 miliona francuskich obywateli, a liczba ta jest największa od ponad 16 lat. W ubiegłym roku w ciągu trzech pierwszych kwartałów, liczba miejsc pracy w sektorze prywatnym zmniejszyła się o prawie 132 tysiące. Stoi to w wyraźnej sprzeczności z zapowiedziami francuskiego prezydenta. Obiecywał on stworzenie 100 tysięcy subsydiowanych miejsc pracy dla osób poniżej 25 roku życia, które miały powstać w 2012 roku, a na lata 2013-2017 zapowiedział realizację programu wspierania małych i średnich przedsiębiorstw, który miał w tym czasie przynieść 500 tysięcy nowych miejsc pracy. Zgodnie z obietnicą, program powinien być realizowany już drugi rok, jednak bezrobotnych stale przybywa. Równie źle wygląda wskaźnik wzrostku PKB. W 2012 roku gospodarka Francji w ogóle nie wzrosła, natomiast w ubiegłym roku wzrost wyniósł symboliczne 0,1%. Według prognoz ekonomistów, w kolejnych latach gospodarka ma rozwijać się w tempie nie większym niż 2% rocznie, a bezrobocie w tym roku najprawdopodobniej dalej wzrośnie.
Rząd miał jednak w tym czasie „ważniejsze” problemy, związane przede wszystkim ze zmianami kulturowymi. Najgłośniejszą reformą było oczywiście przegłosowanie nowego prawa, legalizującego małżeństwa homoseksualistów. W przenośni i dosłownie, przez wiele tygodni trwała batalia o powstrzymanie zmian forsowanych przez lewicę. Ostatecznie zostały one przegłosowane przez większość złożoną z socjalistów, zielonych i radykalnych lewaków, jednak skala protestów organizowanych przez „Manifestację dla wszystkich”, zaskoczyły wszystkich uważających Francję za kraj totalnie zlaicyzowany. Dodatkowo socjaliści przedstawiali kolejne programy dotyczące równości płci, czy zwalczające dyskryminację osób o innym wyznaniu czy kolorze skóry, choć polityka multi-kulti przestała podobać się nad Sekwaną, o czym mogą świadczyć coraz lepsze notowania Frontu Narodowego. Nietrudno więc wywnioskować, że sprzeciw socjalistów choćby wobec zakazu noszenia burek i hidżabów w szkołach, nie cieszy się zbyt wielką popularnością wśród większości Francuzów. Polityczny obraz Francji dopełniają relacje bulwarowych mediów, dotyczące prywatnego życia prezydenta Hollande’a, który postanowił zmienić swoją partnerkę.
Liberalny socjalista
Osobą która ma zmienić wizerunek rządów socjalistów, a także przeprowadzić niezbędne reformy, jest dotychczasowy minister spraw wewnętrznych Manuel Valls. Nowy premier jest pierwszym imigrantem na tym stanowisku, bowiem urodził się w 1962 roku, a francuskie obywatelstwo otrzymał w ramach procesu naturalizacji dokładnie dwadzieścia lat później. Valls jest uznawany za prawe skrzydło Partii Socjalistycznej, a wręcz za gospodarczego liberała. To właśnie on proponował zmianę nazwy ugrupowania, sprzeciwiał się zmniejszeniu czasu pracy, a także postulował otwarcie się lewicy na potrzeby biznesu. Jednocześnie w trakcie dwóch lat urzędowania w fotelu szefa MSW, wyrobił sobie opinię „twardego szeryfa”. Prekursorem deportacji Cyganów z Francji był wpierw szef MSW a potem prezydent, Nicolas Sarkozy, jednak szybko zaprzestał tej procedury po protestach ze strony Unii Europejskiej. Valls był w tej sprawie nieugięty, likwidując cygańskie koczowiska jako zagrożenie dla bezpieczeństwa sanitarnego poszczególnych rejonów Francji, a także odsyłając sporą część niechcianych przybyszy zagranicę.
Równocześnie socjaliści znieśli jednak przepisy kodeksu karnego, który uznawał pomoc nielegalnym imigrantom w przedostaniu się do Francji za przestępstwo. Nie podjął też oczywiście walki z radykalnym islamem, stale rozwijającym się nad Sekwaną. Dużo łatwiejsza była bowiem pacyfikacja uczestników wspomnianej „Manifestacji dla wszystkich”, która spotkała się z atakami funkcjonariuszy policji, bronionych później przez Vallsa. Nowy premier zdelegalizował również kilka nacjonalistycznych ugrupowań, zaś na początku roku wygrał walkę z komikiem Dieudonnem, który musiał zrezygnować ze swojego „antysemickiego” przedstawienia, po tym jak w kilku miastach odwołano jego występy, właśnie po naciskach ówczesnego szefa MSW.
Trudne reformy
Valls będzie musiał wdrożyć bardzo trudne reformy, choć na część zapowiedzi nie miał wpływu. System polityczny Francji daje duże uprawnienia prezydentowi, który de facto wykonuje politykę narzuconą przez głowę państwa. Tymczasem Hollande’a w połowie stycznia, postawiony pod ścianą przez złe wskaźniki gospodarcze, przedstawił założenia nowej polityki gospodarczej. Prezydent zobowiązał się w niej m.in. zredukować wydatki rządowe o 15 mld euro w 2014 roku i o 50 mld do końca swojej kadencji, a także zwolnić przedsiębiorców z zobowiązań socjalnych wartych prawie 35 mld euro. W zamian przedsiębiorcy mają stworzyć prawie milion miejsc pracy do końca kadencji Hollande’a, który zakończy swoją pierwszą (ostatnią?) kadencję w 2017 roku. Socjaliści przyznali tym samym, że porażkę poniosła ich dotychczasowa polityka gospodarcza. Jej elementem który zyskał największy rozgłos, był oczywiście 75% podatek dla najbogatszych Francuzów, zarabiających ponad milion euro rocznie. Opodatkowanie najbogatszych w dobie kryzysu jest z pewnością dobrym pomysłem, szczególnie, że ich dochód wcale nie spada, jednak obciążenia nałożone przez Hollande’a wykraczały poza wszelkie granice rozsądku. Szacuje się, że po nałożeniu podatku, z Francji uciekło ponad 160 tysięcy osób, na czele z aktorem Gerardem Depardieu, który otrzymał rosyjskie obywatelstwo.
Imigrant z Hiszpanii ma więc przed sobą trudne zadanie. Nie ukrywa on prezydenckich ambicji, jednak porażka zapowiadanych reform może być tak naprawdę końcem jego kariery. Sytuację utrudnia fakt odejścia z koalicji rządowej Zielonych, a także rozbieżności pomiędzy Vallsem i szefami resortów gospodarczych, wywodzących się ze środowisk skrajnej lewicy. Jak na razie pewnym jest, iż Partia Socjalistyczna przegra majowe wybory europarlamentarne z prawicą.