Zbiórka w „Źródełku”
Na niecałe półtorej godziny przed rozpoczęciem Marszu Niepodległości zwołano w gruncie rzeczy nieoficjalną, choć ogólnopolską zbiórkę kibiców i nacjonalistów przy kibicowskim pubie „Źródełko” w pobliżu stadionu Legii. Ciężko oszacować liczbę osób, która tam się zjawiła, jednak na pewno było to ponad 1500 głów. Wśród nich, oprócz organizujących ją kibiców warszawskiej Legii, dało się zauważyć ludzi z Lecha Poznań, ŁKS-u Łódź, Wisły Kraków, Lechii Gdańsk i wielu innych klubów z całej Polski – zwykle niesympatyzujących ze sobą. Sytuację określić można jako jedyną w swoim rodzaju, gdyż jak zapewne pamięta wielu fanów piłki nożnej i towarzyszących jej atrakcji, do mniej lub bardziej poważnych zgrzytów czy krzywych spojrzeń dochodziło niejednokrotnie np. przy okazji meczów reprezentacji Polski (gdy tę można było jeszcze nazywać reprezentacją). W dniu 11.11.11 zapomniano o jakichkolwiek podziałach – wszyscy ramię w ramię udaliśmy się w krótkim przemarszu na miejsce rozpoczęcia demonstracji, mając po drodze nadzieję na spotkanie z lewackimi oponentami (szczególnie z tymi z Niemiec). Do żadnych poważniejszych incydentów jednak nie doszło.
Prowokacja na Placu Konstytucji
Według wstępnych wyliczeń ponad 25 tysięcy osób zebrało się po godzinie 15:00 na Placu Konstytucji, skąd miał wyruszyć Marsz Niepodległości. Wśród gromadzących się patriotów organizatorzy rozdawali okolicznościowe wydanie „Polityki Narodowej” przygotowane w formie broszury, w której każdy mógł zapoznać się z główną ideą Marszu. Ostatnią stronę broszury poświęcono na przypomnienie, iż współczesny polski nacjonalizm to nie tylko jedno czy dwa większe wydarzenia (jak np. MN) lecz także działalność przez pozostałe 364 dni w roku. Myśl rozwinięto opisem poszczególnych narodowych organizacji, inicjatyw, zespołów muzycznych, wydawnictw oraz portali internetowych – wśród tych ostatnich znalazł się również Autonom.pl.
Gdy pochód zaczął się formować, otaczający plac policjanci poinformowali, że Marsz nie może przejść wyznaczoną wcześniej trasą, bowiem na jego drodze ustawili się „antyfaszyści” z „Kolorowej Niepodległej”. Demonstranci nie zamierzali jednak ustąpić, spora grupa uczestników (wśród których znajdowali się także członkowie Komitetu Poparcia) usiłowała wyperswadować policjantom, że mają obowiązek zapewnić im spokojny przemarsz zarejestrowaną trasą. Ci jednak pozostając głusi na argumenty, odpowiedzieli gazem oraz uderzeniami pałek. W tym samym czasie w stronę uczestników Marszu Niepodległości z „Kolorowej Niepodległej” poleciało kilkanaście petard hukowych.
Widząc co się święci, zdecydowana większość przybyłych na Plac Konstytucji osób postanowiła się cofnąć. O to samo zaapelowali zresztą organizatorzy. Policyjna, a raczej milicyjna przemoc nie pozostała jednak bez odpowiedzi – w stronę kordonu natychmiast posypały się race, kostka brukowa oraz kosze na śmieci. Grupy kibiców i radykalnych nacjonalistów ostudziły na chwilę zapędy troglodytów w mundurach, którzy ewidentnie szykowali się na pacyfikację wszystkich uczestników pochodu, pryskając gazem i lejąc strumieniami z armatki wodnej gdzie popadnie. Marsz Niepodległości wyruszył zmienioną trasą, która – podobnie jak ta zaplanowana wcześniej – wiodła przez samo centrum stolicy. W tym samym czasie w okolicach Placu Konstytucji trwały starcia z policją – ich uczestnicy skutecznie odpierali policyjne ataki, zniszczono także kilka radiowozów.
Spokojny spacer przez miasto
Zupełnie pominięta przez reżimowe media, a właściwie najważniejsza część dnia 11.11.11 to sam Marsz. A ten odbył się w całkowicie pokojowej atmosferze. Ulicami stolicy popłynęła istna rzeka biało-czerwonych barw niesionych przez patriotów w każdym wieku. W tłumie mnóstwo było tych, których obecność tak bardzo usiłuje się przemilczeć – zwykłych ludzi, zwykłych Polaków. Takich, jakich codziennie widzi się na ulicach, w sklepach, spotyka w pracy. I ci ludzie – rodziny z dziećmi, osoby starsze czy wręcz emeryci, harcerze, stowarzyszenia katolickie, przedstawiciele organizacji społecznych – oni przeszli spokojnym spacerem przez miasto.
W tej części pochodu, w której nie było już słychać skandowania haseł z samochodu organizatorów, nucono Rotę, harcerze śpiewali swoje własne, wesołe piosenki. Z jakim zdziwieniem ci ludzie musieli później oglądać i słuchać zatrważających relacji w mainstreamowych mediach, z których można było się dowiedzieć jedynie o zamieszkach i aresztowaniach? Pozostaje wyrazić nadzieję, że otworzą oni oczy i nabiorą realnego dystansu do wybiórczych i sfabrykowanych informacji podawanych w telewizji i na największych portalach. Istotny jest również fakt, iż to, co jeszcze nawet w zeszłym roku tak bardzo cieszyło bo było nowe, wczoraj stało się normą. To nie w tłumie młodych nacjonalistów z środowisk stawianych „pod kreską” trzeba było szukać zwykłych Kowalskich. Było dokładnie na odwrót.
Spontaniczne demonstracje
Ze względu na zamieszki, do których doszło na Placu Konstytucji i które przeniosły się w jego okolice, spora część osób „nie załapała” się na Marsz Niepodległości i była zmuszona „krążyć” w jego okolicach. Zarówno ci, którzy przez cały czas stawiali czynny opór policyjnej agresji, jak również ci, którzy nie brali udziału w starciach lecz byli zmuszeni uciekać przed bandytami w mundurach szybko i w zasadzie bez „odgórnego polecenia” zorganizowali się w spontaniczne pochody, liczące od kilkudziesięciu do kilkuset osób. W ich trakcie dochodziło do licznych ganianek z mundurowymi, którzy usiłowali zepchnąć demonstrantów z ulicy. To się jednak nie udawało.
Część redakcji Autonom.pl była świadkiem sytuacji, podczas której policjanci rozgonili kilkudziesięcioosobową grupę nacjonalistów, zaganiając ich wprost na liczącą ponad 400 osób spontaniczną demonstrację. „Nachodzą! Nadchodzą! Nacjonaliści!” – niosło się po ulicy. Dziwnym trafem chętna do pacyfikowania polskich patriotów policja nagle zapadła się pod ziemię.
Głównym celem „spontanów” było zaakcentowanie naszej obecności na ulicach i dotarcie pod pomnik Romana Dmowskiego na Placu Na Rozdrożu, gdzie miał zakończyć się Marsz Niepodległości. Chociaż policja robiła wszystko, aby ich uczestnicy zostali powstrzymani, każdy z celów został osiągnięty. Spontanicznych demonstracji w centrum Warszawy było około kilkunastu.
Europejska solidarność
Tegoroczny Marsz Niepodległości został wsparty przez liczne delegacje nacjonalistów z Europy. Do Warszawy zawitali Włosi (Forza Nuova), Hiszpanie (Democracia Nacional), Szwedzi (Nordisk Ungdom), Węgrzy (Jobbik, HVIM), Serbowie (SNP 1389), Słowacy (Slovenské Hnutie Obrody), Czesi (AN), Ukraińcy (AN, UNA-UNSO), Białorusini (AN, Swoboda), a nawet Litwini (AN). Ci ostatni pragnęli zaakcentować swoją obecnością sprzeciw dla szowinistycznych tarć na linii Litwa-Polska i wesprzeć polskich nacjonalistów w ich najważniejszej demonstracji.
Polscy Autonomiczni Nacjonaliści planowali wyodrębnienie na Marszu własnego bloku, w którym miały powiewać również flagi AN z sąsiednich krajów (wśród nich flaga litewska), jednak starcia z policją i ich następstwa pokrzyżowały te plany.
Polecenie z Warszawy
Nie sposób nie rozwinąć wspomnianych już poczynań, a właściwie samowoli milicji w tym wyjątkowym dniu. Określenie „milicja” nie jest tutaj przypadkowe. To, co można było zaobserwować w zachowaniu tzw. „stróżów prawa” w niektórych momentach zarówno na Marszu, jak i po nim, było powrotem do najgorszych ZOMOwskich wzorców. Komentarz wypada zacząć od wspomnianej wyżej prowokacji na Placu Konstytucji. Według wielu, nawet bardzo postronnych obserwatorów, całkiem pewnie przypadkiem zaraz po przegrupowaniu milicji i przygotowaniu armatek/LRADa/zasobów ludzkich, na zgromadzonych patriotów posypały się race i petardy ze strony zbiegowiska antyfaszystów, pederastów i lewackiej młodzieży. Reakcją milicji na odpowiedź co bardziej krewkich demonstrantów z właściwej strony była szarża kasków, użycie armatki wodnej (ucierpieli również ludzie starsi i kobiety) i gazu (znamienny obrazek – ludzie zupełnie nie wyglądający na żadnych ekstremistów, czy też powielając język Systemu, „chuliganów”, zmywali sobie wodą mineralną resztki gazu z twarzy…).
Kolejny przykład to sprawa „gwiazdy wieczoru” w mediach, jaką był podpalony wóz TVNu. Dziwnym trafem, krótką chwilę przed „spłonięciem” samochodu, był on otoczony wąskim milicyjnym szpalerem, niby w obronie przed agresywnymi demonstrantami… Zaraz po tym, jak ludzie w kaskach rozbiegli się i zostawili samochód TVN sam sobie, zaczął on płonąć. Sprawa jest co najmniej zastanawiająca, jednak odpowiedź na pytanie „jakim cudem” należy, nie sugerując żadnej odpowiedzi, zostawić tym, którzy byli najbliżej. Ich głosy nietrudno znaleźć w sieci.
Idźmy dalej – prowokacja milicyjna w „Źródełku”. Już po marszu liczni demonstranci zebrali się w legijnym pubie „Źródełko”, aby na spokojnie posilić się i porozmawiać po marszu. Około godziny 18 przy pubie najpierw zebrały się siły prewencji (w tym posiadający broń ostrą) w liczbie kilkudziesięciu osób, po czym milicjanci z tarczami wtargnęli do ogródka przy pubie i bez pardonu zaczęli atakować zebranych. Na nic nie zdały się krzyki, iż jest to teren prywatny, a kibice i narodowcy w spokoju rozmawiają przy stolikach. Milicjant kierujący całą akcją raczył jedynie odpowiedzieć „to nie ja wydałem polecenie”. Na szczęście ZOMOwcy tak szybko jak wtargnęli, tak też uciekli z pubu, widząc całkiem łagodną reakcję demonstrantów, a także zdecydowanie barmanki (właścicielki?) lokalu. Nasuwa się pytanie – do czego miała doprowadzić ta akcja i czy nie zakończyłaby się pogromem w przypadku, gdyby chociaż jeden z kibiców oraz patriotów zebranych w pubie stracił nerwy?
Podobna sytuacja miała miejsce w hotelu MDM przy Placu Konstytucji, gdzie troglodyci w mundurach zaatakowali pałkami nacjonalistów ze Szwecji. Szwedzi z Nordisk Ungdom, którzy nie brali udziału w żadnych starciach, zostali pobici na hotelowym korytarzu, po czym aresztowano ich wraz z polskim nacjonalistą, który oprowadzał ich po mieście. I choć wszyscy zostali zwolnieni jeszcze tego samego dnia, efekty opisywanej interwencji odczuwalne są do dzisiaj – głównie za sprawą połamanych żeber.
Wyliczankę zakończmy sprawą przechwytywania i zatrzymywania patriotów podróżujących autokarami do domu po Marszu. Wystarczą dwa przykłady: kibice Cracovii podróżujący autokarem zatrzymanym przed Krakowem zostali co do jednego spisani, po czym w sobotę rano w lokalnych mediach można się było dowiedzieć, iż spisani „chuligani zostaną zatrzymani”, natomiast patrioci ze Stalowej Woli (którzy swoją drogą przez agresję milicjantów nie mieli okazji wzięcia udziału w Marszu) zatrzymani w drodze powrotnej, jako koronne tłumaczenie dla absurdalnej akcji „stróżów prawa” usłyszeli „dostaliśmy polecenie z Warszawy”…
Poglądów nie zmienimy
Konferencje zwoływane przez władze (w tym przez prezydenta) zaraz po zakończeniu Marszu i zapowiadane zmiany w prawie o zgromadzeniach zwiastują nadchodzące represje wobec polskich nacjonalistów. W dniu 11.11.11 rząd otrzymał wyraźny sygnał, zapowiadający, że w Polsce tworzy się nowy silny ruch. System będzie się starał robić wszystko, aby to powstrzymać. Koledzy Nacjonaliści i Koleżanki Nacjonalistki, trzymajmy się razem i nie dajmy się zastraszyć!