I wcale nie chodzi o to, abyśmy nagle zaczęli biadolić nad globalnym ociepleniem, czy losem lasów tropikalnych. Na to nie mamy żadnego wpływu. Mamy jednak wpływ na nasze najbliższe otoczenie i powinniśmy o tym pamiętać. Kto chciałby żyć w brudzie, pośród śmieci? Poza squatersami (w dużej części to zblazowana młodzież z bogatych domów) prawdopodobnie nikt. Ilu z czytających ten tekst dzień w dzień ozdabia alejki w parkach, trawniki pod blokami, przystanki i chodniki np. niedopałkami papierosów, butelkami i puszkami z piwa, paczkami po chipsach?
Tymczasem poza granicami naszego kraju powoli rozwija się trochę inny trend. Nacjonaliści coraz więcej uwagi zwracają na stan środowiska naturalnego jako miejsca, w którym przyszło im żyć. Słowaccy, czescy, ukraińscy czy rosyjscy aktywiści regularnie zbierają się, aby oczyszczać ze śmieci zielone miejsca w swoich miastach. Tego typu akcje zbierają u nich niejednokrotnie więcej osób, niż kolejne nudne antykomunistyczne zbiegowiska u nas w Polsce. Zdjęcia osób zbierających tony śmieci w parku bawią niektórych, ale taką postawą dobitniej udowadnia się przywiązanie do „małej ojczyzny”, niż np. pijaństwem w tym samym parku i rozrzucaniem dookoła pustych butelek i papierków z wlepek poprzyklejanych na ławkach.
Wraz ze zmianą profilu grup nacjonalistycznych i rozszerzeniem się mody na nacjonalistyczny straight edge, w np. Czechach i Rosji wielu aktywistów przeszło na weganizm; autonomiczni nacjonaliści angażują się w organizacje działające na rzecz praw zwierząt. Niektórzy reprezentują nawet dość skrajne postawy, jak np. autor czeskiego webloga H8XEdge: www.h8edgereich.wordpress.com. Grunt to rozsądny umiar.
Warto zaangażować się w „mały ekologizm” w swoim najbliższym otoczeniu. Nie tylko można poczynić trochę dobra wokół siebie, ale i przekonać ludzi, że nasz ruch ma inną twarz niż ta, prezentowana w sprzedajnych mediach.