Trwające protesty zwolenników niepodległości Korsyki skłoniły francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona do rozmów o jej autonomii. Podejmowanie negocjacji na ten temat jest jednak krytykowane przez jego prawicowych rywali w wyborach prezydenckich. Uważają oni ten krok za tworzący kolejne podziały we francuskim społeczeństwie.
Od początku marca na Korsyce trwają protesty zwolenników jej niepodległości. Są one związane z atakiem islamisty na Yvana Colonnę, korsykańskiego niepodległościowca odsiadującego wyrok dożywotniego więzienia za zabicie prefekta policji. Organizatorzy demonstracji domagają się przede wszystkim przeniesienia korsykańskich więźniów do obiektów na wyspie, ale wznoszą również hasła niepodległościowe.
Na obecną sytuację na Korsyce zwrócił uwagę francuski prezydent. Macron przedstawiając postulaty swojej kampanii wyborczej zadeklarował, że „nie ma żadnych tabu dotyczących ewentualnej autonomii Korsyki”. Musiałaby ona jednak pozostać integralną częścią państwa francuskiego i będzie w niej obowiązywać język francuski.
Przypomniał on jednocześnie, że już cztery lata temu zaproponował reformę konstytucyjną, która zakładała między innymi utworzenie autonomicznej Korsyki. Dominujący we francuskim Senacie konserwatyści zablokowali jednak potencjalne zmiany. Wśród ówczesnych postulatów Macrona znalazło się chociażby nadanie Korsyce uprawnień wzorowanych na statusie Polinezji Francuskiej.
Prawica wciąż jest zresztą przeciwna korsykańskiej autonomii. Jej kandydaci w kwietniowych wyborach prezydenckich skrytykowali Macrona głównie za uleganie protestom ulicznym. Poza tym głowie państwa zarzuca się tworzenie dalszych podziałów w już i tak podzielonym francuskim społeczeństwie.
Na podstawie: france24.com, demokracija.si.
Zobacz również: