W niedzielę w Paryżu odbyła się procesja ku czci męczenników zamordowanych w czasie Komuny Paryskiej. Została ona zaatakowana przez lewicowych ekstremistów, którzy między innymi bili jej uczestników oraz wyrywali im sztandary. Wszystko działo się przy bierności policji, choć Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wyraziło solidarność z francuskimi katolikami.
Rewolucyjny zryw paryskiej ludności kosztował życie blisko dwustu osób, a wśród rozstrzelanych przez Komunę Paryską znalazł się między innymi ówczesny arcybiskup Paryża Georges Darboy. Sama trasa procesji nawiązywała zresztą do tamtych wydarzeń, bo zaczynała się w miejscu stracenia Darboya na placu de la Roquette, zaś miała skończyć się Notre-Dame des Otages, gdzie w 1871 roku rozstrzelano 49 męczenników.
Ostatecznie uczestnicy niedzielnego wydarzenia nie dotarli we wspomniane miejsce. Właściwie przez całą procesję byli bowiem atakowani przez grupy często pijanych lewicowych ekstremistów, którzy między innymi rzucali kamieniami i butelkami w starszych ludzi, często próbując ukraść im również sztandary. Około dwudziestu aktywistów Antify ostatecznie wbiło się w tłum z okrzykiem „śmierć faszystom”.
Blisko 50 osób zablokowało z kolei dalsze przejście przy Notre-Dame de la Croix, stąd też francuscy katolicy zakończyli swoją procesję modlitwą wewnątrz świątyni.
Niedzielne zamieszki miały miejsce między innymi z powodu bierności miejscowej policji. Nie wspomniał o tym jednak liberalny minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin, który potępił atak i „skierował swoje myśli do katolików we Francji. Polityk dodał, że we Francji musi być przestrzegana wolność kultu religijnego.
Na podstawie: bvoltaire.fr, wp.pl.