Politycy landów dawnego komunistycznego NRD, chcą przyciągnąć na swoje tereny większą ilość imigrantów. Choć jest to obszar największego bezrobocia w Niemczech, tamtejsi politycy twierdzą, że wyraźnie brakuje wykwalifikowanych pracowników.
Konserwatywny dziennik „Die Welt” pisze, że po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r., prawie dwa miliony mieszkańców Saksonii-Anhalt, Turyngii i Saksonii , przeniosło się na zachodnią część kraju i nigdy nie powróciło. Od tego czasu wspomniane landy cierpią na brak wykwalifikowanych pracowników i młodzieży.
Choć obecnie w Niemczech coraz większą liczbę uczestników przyciągają manifestacje przeciwko imigrantom, premierzy wspomnianych trzech krajów związkowych, zamierzają przyciągnąć na swoje tereny większą liczbę obcokrajowców. Chadecki premier Saksonii, Stanislaw Tillich zwraca uwagę, że działania te wymusza także zła sytuacja demograficzna regionu.
Skrajnie lewicowy premier Turyngii, Bodo Ramelow widzi możliwość rozwoju tego kraju związkowego w utworzeniu z niego miejsca kosmopolitycznego. Szef rządu Saksonii-Anhalt, chadek Reiner Haseloff, uzależnia rozwój wschodnich Niemiec od imigrantów, dlatego uważa, że zaostrzone w ostatnich latach przepisy dotyczące osiedlania się obcokrajowców w jego kraju, powinny zostać ponownie poddane pod dyskusję.
Aby realizacja omawianych planów była możliwa, zdaniem szefów rządów krajów związkowych, konieczne jest obniżenie kosztów pracy. Chodzi zwłaszcza o „niebieską kartę” dla imigrantów spoza Unii Europejskiej, która pozwala im się osiedlać bez większych ograniczeń. Dla wschodnich landów minimalna pensja 40 tys. euro dla specjalistów, jest zbyt wysoka.
na podstawie: welt.de