Syryjski resort spraw zagranicznych skrytykował działania kurdyjskiej administracji kontrolującej północno-wschodnią część kraju, wraz ze współpracującymi z nią Stanami Zjednoczonymi. Chodzi o podpisanie przez Kurdów umowy na wydobycie ropy naftowej dla jednego z amerykańskich koncernów. Władze w Damaszku uważają podobne działania za kradzież surowca.
Opublikowane w syryjskich mediach publicznych oświadczenie tamtejszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, nie wymieniło z nazwy koncernu z USA zaangażowanego w pozyskiwanie syryjskiej ropy naftowej. Poinformowano jedynie, że tak zwana Demokratyczna Federacja Północnej Syrii miała zawrzeć umowę z jedną z amerykańskich firm na temat eksploatacji złóż tego surowca.
Z tego powodu syryjska dyplomacja „w najostrzejszych słowach” potępiła zawarcie wspomnianego porozumienia. Damaszek uznaje działania kurdyjsko-amerykańskie za kradzież syryjskiej ropy, która ma miejsce pod patronatem administracji w Waszyngtonie. W oświadczeniu podkreślono też, że zawarta umowa jest nieważna, bo nie posiada żadnej podstawy prawnej.
W ubiegłym tygodniu sprawą kurdyjsko-amerykańskiego porozumienia zajęła się komisja spraw zagranicznych Senatu Stanów Zjednoczonych. Sekretarz stanu Mike Pompeo przyznał wówczas, że zawarcie umowy przedłużyło się, ale znajduje się ona już w trakcie realizacji. Republikańska senator Lindsey Graham mówiła z kolei o „modernizacji pól naftowych w północno-wschodniej Syrii”.
Jeszcze przed wybuchem wojny domowej w 2011 roku, Syria wydobywała dziennie blisko 380 tys. baryłek ropy. Od czasu jej rozpoczęcia roponośne tereny w północno-wschodniej Syrii są okupowane wpierw przez Państwo Islamskie, a obecnie przez kurdyjskie Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF). W tym rejonie są też obecni Amerykanie, zaś prezydent Donald Trump wprost mówi o ich nadzorze nad polami naftowymi.
Na podstawie: tishreen.news.sy, reuters.com, aljazeera.com.