depardieu-minPoświęcając się codziennej lekturze mediów nie sposób nie zauważyć sprawy Gérarda Depardieu. Sława aktora filmowego, teatralnego jak również telewizyjnego zdaje się, iż przeminęła bezpowrotnie, a ludzie bacznie pochłonięci śledzeniem jego kariery pamiętać go będą jako Obelixa, który wraz z zespołem równie zabawnych kompanów dumnie odpierał najazdy rzymskich Legionów na ekranach kin. Tymczasem w ostatnim czasie im portal internetowy bardziej żądny sensacji bądź gazeta intensywniej pretendująca do miana tabloidu, tym bardziej wywlekała jego przypadek na łamy publiczne. Wszystko przez to, że z manierą godną ekstrawertyka wybrał dość osobliwy protest przeciwko rządowym regulacjom francuskiego rządu, wprowadzającego 75-procentowy podatek dla najbogatszych. Ile w tym zakodowanego teatralnego gestu, a ile autentycznego zachowania – on sam wie najlepiej. Pochylmy się jednak przez moment nad wydarzeniami ostatnich dni.

Wspomnianego już aktora wykreowano jako ikonę „podatkowego wyzysku” we Francji. Mass media z pasją relacjonowały jego wątek. Dlaczego wybrały jednak jego nie zaś np. Bernarda Arnault kwalifikowanego jako czwartego człowieka pod względem zgromadzonego bogactwa w skali planety? Miliarder z majątkiem luźno szacowanym na 41 miliardów uzewnętrzniał podobne do Depardieu plany – mianowicie zrzeczenie się obywatelstwa francuskiego na rzecz belgijskiego. Czyżby obraz francuskiego aktora znanego z sympatycznej roli Obelixa „grabionego” przez państwo był bardziej rozczulający niż przypadek „rozpływającej” się fortuny multimiliardera, który jest właścicielem 60 marek (w tym udziały w sieci sklepów wielkopowierzchniowych Carrefour) ? Z pochodzenia francuski miliarder jest klasycznym przykładem akcjonariusza permanentnie nieobecnego w miejscu zatrudniania danej społeczności, a co za tym idzie jej fizyczna eksploatacja w celu maksymalizacji zysku jest założeniem wręcz wymaganym, choć od etyki dalekim. Z tego też tytułu losy Arnault pozostają na marginesie, zaś ostatnie doświadczenia życiowe Depardieu są wręcz eksponowane – tak by grać pod paradygmaty neoliberalnej ekonomii.

Uważny czytelnik amatorsko bawiący się w śledczego tym bardziej przejmie się losem „biednego” Depardieu, który nie wybrał jednego z rajów podatkowych jako obszaru na ulokowanie swych pieniędzy, ostatecznie nie wybrał też obywatelstwa belgijskiego ale postanowił… wystąpić o rosyjski paszport. „Bogacz oszalał!” – powiedziałby istniejący często w imaginacji dziennikarzy GW student. „Bogacz oszalał?! Tak, przez podatki!” – zawtórowałby mu zgodnie czytelnik innej gadzinówki. Dla opinii publicznej problem odejścia od zmysłów francuskiego aktora byłby rozwiązany – oto rzekomy podatkowy ucisk odebrał mu rozum i doprowadził do niepoczytalności. Naiwny jednak ten, który dałby wiarę tej wersji. Otóż Depardieu przez wiele lat podobnie jak inni najbogatsi nie oszalał od konsumpcji dóbr luksusowych powyżej 1 miliona Euro, niedostępnych dla przeciętnego Europejczyka, dlaczego więc miałby kolokwialnie rzecz ujmując zwariować?

Mało tego, z gorliwością neofity zaczął produkować peany głównie pod adresem władzy na Kremlu i swego nowego miejsca zamieszkania ulokowanego najpewniej w ekskluzywnej przestrzeni niedostępnej dla większości silnie rozwarstwionego rosyjskiego społeczeństwa. Nowy „Rosjanin” enigmatycznie ujął, iż w Moskwie mieszkać nie będzie, insynuując, że przytłacza go jako rozległa metropolia – nie będzie więc świadkiem wegetacji mieszkańców stolicy ulokowanych w moskiewskich blokowiskach, katastrofalnej jakości środków transportu miejskiego, stojącej na niskim poziomie opieki medycznej, bezrobocia, społecznego wykluczenia – ujrzy co najwyżej tę nowoczesną Rosję nie zaś tą, której tak bardzo wstydzi się władza na Kremlu. Depardieu silił się nawet na przyrównanie putinowskiego reżimu jako na wskroś demokratycznego i darzonego od lat sentymentem (jak sam aktor zadeklarował jego ojciec słuchał komunistycznego Radia Moskwa – nieopacznie chyba potwierdzając, że u naszego wschodniego sąsiada zmienił się system nie zaś metoda sprawowania władzy). Naczelnym argumentem przemawiającym za opuszczeniem przez aktora Francji i osiedleniem się na terenie Rosji miał być podatek w wysokości 19%. Władimir Putin z premedytacją wykorzystał zaistniałą sytuację jako możliwość legitymizacji swoich rządów i utrzymania idyllicznego obrazu rosyjskiej rzeczywistości, od lat serwowanej propagandowo opinii międzynarodowej. Kierunek migracji tak rozpoznawalnej osoby wydaje się tak odosobniony i irracjonalny, że aż błędem byłoby go medialnie nie nagłośnić. Wykorzystując przysługujące prezydentowi Federacji Rosyjskiej prerogatywy w trybie natychmiastowym nadał mu rosyjskie obywatelstwo.

Postać Depardieu w tak osadzonym kontekście mogłaby być pozytywnie rozpatrywana przez nowoczesnych nacjonalistów, gdyby akcja zainicjowana przez niego miała sensowne podstawy realnego protestu, chociażby przeciwko koncepcji społeczeństwa multikulturalnego. Istnieje bowiem uzasadniona obawa, iż zgromadzone przy tak wysokich podatkach środki publiczne zostaną zmarnowane przez roszczeniowo nastawione masy niezasymilowanych imigrantów. Niemniej dla Depardieu, a tym bardziej dla Arnault i innych tego pokroju ludzi skolonizowanych przez pieniądz, chodzi tylko i wyłącznie o zabezpieczenie zgromadzonego kapitału, środków pieniężnych zmagazynowanych w takiej ilości, iż nie starczy im życia na ich konsumpcje. W dobie sztucznie wywołanego kryzysu przez globalną kastę finansową (tu raczej zarzut adresowany do Arnault niż do Depardieu), beneficjenci miliardów drapieżniej będą bronić swych majątków przed obciążeniem ich kosztami ekonomicznej zapaści, cedując obciążenia na niżej ulokowanych w społecznej hierarchii. Wspomniany już tu aktor potwierdził, iż jest kosmopolitą, dla którego słowem obcym jest tożsamość narodowa, ale także i ignorantem nazywającym dryfującą ku totalitaryzmowi Rosję „demokracją”. W tym oto kraju za najmniejszy sprzeciw wobec linii politycznej Kremla skazuje opornych się na horrendalnie wysokie kary finansowe, zsyłki do więzień usytuowanych na Syberii. Represje dotknęły między innymi rosyjskich działaczy nacjonalistycznych. Cóż pozostaje mi dodać, Rosjanom współczujemy naturalizowanego obywatela, a Depardieu życzę rychłego oskarżenia o kolaboracje z zachodnimi agendami wywiadowczymi.

R.eutt