Szczypta Afryki w Starym Mieście: jak donosi serwis Krakow.naszemiasto.pl, 33-letni Nigeryjczyk zameldowany na stałe w Krakowie pokusił się w miejscowej komunikacji o scenę rodem ze szpitala psychiatrycznego. Przyłapany przez kontrolerów na jeździe bez biletu z początku udawał zrównoważonego turystę, po prostu nie rozumiejącego w barbarzyńskim słowiańskim języku. Kiedy okazało się, że współpasażerowie potrafią również porozumiewać się w bardziej cywilizowanym dialekcie – angielskim – stwierdził, że nie ma dowodu i zaczął dzwonić przez komórkę, prosząc rozmówcę o pieniądze. Kontrolerzy wezwali policję na ostatni przystanek, aby w toku standardowej procedury wypisać gapowiczowi mandat. Wydawało się, że wszystko potoczy się jak w dziesiątkach podobnych spraw. Nagle jednak w Nigeryjczyku zawrzała gorąca afrykańska krew. Jak twierdzi jedna z kontrolerek, wstał, uderzył ją z całej siły w brzuch, po czym rzucił się na pozostałych kontrolerów, wyjąc, wierzgając i gryząc ich gdzie popadnie.
Wyrwawszy się im, wyskoczył „na szczupaka” przez okno, po czym jak gdyby nigdy nic wyjął z powrotem telefon i znowu zaczął rozmawiać. Osłupiali kontrolerzy zdołali szybko otrząsnąć się ze zdziwienia i po krótkim sprincie ujęli żywiołowego przybysza. Sprawa znajdzie finał w sądzie. Prawdopodobnie będzie trzeba zbadać też inny scenariusz wydarzeń, ponieważ jeden z pasażerów feralnego autobusu wykonał telefon na policję, życzliwie donosząc, że kilku białych usiłuje pobić murzyna. „How thoughtful”, jak mawiają co kulturalniejsi obywatele Wielkiej Brytanii. Rzecz jasna ci, którzy znają w ogóle język angielski…Oczywiście, jest to tylko pojedynczy przypadek i nie ma co wyciągać daleko idących, a Broń Boże mających wręcz rasowy podtekst wniosków. Rozpatrzmy sprawę inaczej – to tylko w miarę reprezentatywny przypadek zetknięcia pozaeuropejskich standardów kulturowych z niezbyt przecież wymagającą bon tonu i savoir vivre’u kulturą autochtoniczną, mianowicie polską. Bardzo podobnie zachowują się w komunikacji miejskiej i na przystankach choćby obywatele polscy. Aby pozostać w temacie krakowskiego MPK, wystarczy wskazać pierwszy lepszy z brzegu przykład obywateli pochodzenia… Miało jednak nie być rasowych podtekstów, więc pozostawmy niedomówienie z akordeonową melodią w tle. Mieszkańcy Krakowa jeżdżący regularnie tramwajem z Nowej Huty przez Grzegórzki do centrum miasta doskonale wiedzą, o kim mowa.
Jeśli jednak chodzi o kolorową imigrację do krajów i społeczeństw niegdyś w 100% białych, na przykładzie państw skandynawskich i zachodu Europy łatwo wykazać, że kolorowi imigranci jakimś cudem zazwyczaj zdecydowanie przodują nie tylko w scenach cyrkowych takich jak ta z krakowskiego MPK, w której łaskawie udział wziął wysportowany 33-letni Nigeryjczyk. Statystykę kryminalną ciężko posądzić o rasizm, a przynajmniej tego jeszcze na większą skalę nie grano. Przybysze spoza europejskich kręgów kulturowych są również niedoścignieni w „poważniejszych”ro dyscyplinach takich jak handel narkotykami i żywym towarem, gwałty („color on white”), przestępczość zorganizowana, rozboje, morderstwa (znów: szczególnie te z podtekstem rasistowskim – „color on white”)… Litania jest długa. Na szczęście my, jeśli chodzi o afrykańskie i inne „atrakcje”, jak do tej pory mamy tylko wspomnienie HIV-terrorysty Simona Mola i raz na czas popisy w rodzaju „pobiję kobietę, a potem wyskoczę na główkę przez okno”.
SC