Stany Zjednoczone twierdzą, że terroryści z Al-Kaidy doczekali się nowego obozu, który miał powstać w Iranie. Irańskie władze zaprzeczają jednak tym rewelacjom. Teheran uznał więc oskarżenia ze strony Waszyngtonu za część nieudanej amerykańskiej polityki, czyli nieprzynoszących efektów ataków na Iran.

Sekretarz stany USA, Mike Pompeo, nazwał Islamską Republikę Iranu nową bazą dla Al-Kaidy, sunnickiej organizacji terrorystycznej znanej przede wszystkim z zamachów z 11 września 2001 roku. Według Amerykanina, w Teheranie przebywają zastępcy obecnego szefa islamskich ekstremistów. Dodatkowo zaoferował on do 7 mln dolarów za informację o lokalizacji Muhammada Abbataja, który ma być liderem Al-Kaidy w Iranie.

Ponadto szef amerykańskiego rządu poinformował, że w ubiegłym roku w irańskiej stolicy zabity został Abu Muhammad al-Masri, a więc druga najważniejsza postać Al-Kaidy. Pompeo nie ujawnił jednak, kto zabił przedstawiciela tej organizacji. Jednocześnie obecność al-Masriego w Teheranie miała nie być zaskoczeniem dla Amerykanów, lecz potwierdzeniem ich tezy o Iranie jako nowej bazie ruchu islamistycznego.

Amerykański sekretarz stanu nie mógł liczyć jednak na poparcie dla swoich tez we własnej ojczyźnie. Do rewelacji o bazie Al-Kaidy w Iranie sceptycznie podchodzą kongresmeni, a także sam wywiad USA. Pompeo nie przedstawił zresztą żadnego dowodu potwierdzającego jego doniesienia.

Rewelacje Pompeo zdementowali jednak przedstawiciele irańskich władz. Zostały one nazwane całkowitym nonsensem, który jest elementem desperackiej próby oczerniania Iranu przez administrację Donalda Trumpa. Zdaniem irańskiej dyplomacji, ustępujące władze Stanów Zjednoczonych chcą w ten sposób przykryć niepowodzenie kampanii maksymalnego zastraszania Iranu.

Na podstawie: presstv.com, defence24.pl.