Drugiego maja w ramach obchodów III Powstania Śląskiego Młodzież Wszechpolska postanowiła w trochę inny sposób niż zwykle (na Górze św. Anny) uczcić tych, którzy walczyli o polski Śląsk. Już III Endorado z kolei, impreza kulturalno-ideowa, odbywająca się poprzednio kolejno w rocznice pierwszego i drugiego Powstania tym razem była nadzwyczaj udana, a z niezależnych od organizatorów przyczyn (wypowiedzenie umowy przez klub muzyczny) mogła być jeszcze lepsza.

Mimo kłód rzucanych przez system pod nogi, dzięki wielkiej determinacji organizatorów z MW, impreza doszła do skutku. Przemarsz kilkudziesięciu Wszechpolaków przez Katowice z hasłami: “Korfantego pamiętamy”, “Śląsk opolski zawsze polski”, “Śmierć i życie dla Narodu”, “Od Pomorza aż do Śląska naszym celem Wielka Polska” i wieloma innymi wzbudził pozytywne reakcje wśród przechodniów i okolicznych mieszkańców. Niejednokrotnie dało się słyszeć oklaski i wyrazy poparcia.

Następnie miała miejsce konferencja nie do końca może poświęcona historii III Powstania Śląskiego, ale szczególnie pierwszy wykład Pana Marka Skawińskiego, członka Polskiego Towarzystwa Historycznego, na temat Kosowa – w pewien sposób nawiązywał do absurdalnych żądań Ruchu Autonomii Śląska. Ciekawy zarys historyczno-geograficzny, który nakreślił prelegent, rozjaśnił sprawę kolebki Serbii i uwypuklił problemy, z którymi muszą aktualnie zmagać się Serbowie zamieszkujący “niepodległe” Kosowo.

Po bardzo merytorycznym wykładzie Pana Skawińskiego miejsce za stołem zajął były poseł, prezes ZŻ Narodowych Sił Zbrojnych – Artur Zawisza. Tematem jego wystąpienia była powstająca superprodukcja o żołnierzu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, Mieczysławie Dziemieszkiewiczu ps. “Rój”. Artur Zawisza podzielił się z obecnymi na konferencji historią doprowadzenia do finalizacji decyzji o powstaniu tego filmu oraz szczegółami batalii o potrzebne na film pieniądze.

Następnie – jako gwóźdź programu konferencji, wystąpił gość z Węgier Laszlo Toroczkai. Mający zakaz wjazdu na Słowację i Rumunię przywódca 64 Counties  Youth  Movement  – swoistej bojówki działającej przy Gwardii Węgierskiej w obrazowy sposób przedstawił zarys poglądów tamtejszego Ruchu Narodowego oraz podstawy działania. Słuchający wystąpienia co raz przerywali mowę gościa spontanicznymi oklaskami. Sam Laszlo dał się poznać jako bardzo towarzyski i otwarty człowiek, z którym młodzi narodowcy zgromadzeni na imprezie mogli jeszcze długo rozmawiać i zawiązywać nić współpracy – poprzez wymianę kontaktów i doświadczeń, pośrednio z węgierskimi nacjonalistami.


Wreszcie grubo po godzinie 17. rozpoczął się koncert, na który oprócz organizujących całą imprezę Wszechpolaków zjawiło się wielu narodowców z ONR i niezależnych środowisk (narodowo pozdrawiam kolegę z TIN 14, którego dane mi było poznać już po koncercie na katowickim dworcu ;> ). Muzyczną część dnia zapoczątkował swoim występem młody zespół Malchus. Chłopaki zaprezentowali kawał dobrego ciężkiego metalu z tekstami… chrześcijańskimi. Podejrzewam, że z powodu ciężaru przekazu oraz złożoności muzycznej przez wielu zespół został przyjęty jako swoisty zespół rozgrzewkowy, a wystarczyło kilka razy przesłuchać piosenki na myspace zespołu. Po dawce solidnego metalu na scenę wyszedł nie mniej solidny, a do tego żywiołowy, znany i lubiany Irydion. Irydion koncert rozpoczął od dwóch piosenek z zapowiadanej nowej płyty, które od razu poderwały publikę do wspólnej zabawy pod sceną. Nie mogło oczywiście zabraknąć najlepszych piosenek zespołu z płyty “Credo” oraz paru rockandrollowych coverów. Koncert Irydionu można śmiało ocenić jak bardzo dobry. Mimo, że z zespołem nie wystąpił etatowy drugi gitarzysta – kwartet wywiązał się z zadania i z pewnością jeszcze bardziej “napalił” ludzi na nadchodzącą płytę.

Gdy wydawało się, że publika została skutecznie wymęczona przez zespół z Brzegu, na scenie zaczęła się rozstawiać gwiazda wieczoru – Hungarica. Zespół z Węgier, którego ostatnia płyta jest najlepiej sprzedającym się krążkiem muzycznym w tym kraju (przed Madonną i Jacksonem (sic!)). Nic dziwnego, że ludzie mimo zmęczenia, po prostu nie mogli zrezygnować z występu węgierskich gości. Już pierwsza piosenka – Viharos szazadok, wprawiła publikę w ekstazę. Kapela zagrała swoje mniej i bardziej znane polskiej publice kawałki. Nawet na tych mniej znanych ludzie pod sceną bawili się świetnie. Wokalista Hungariki, SZIVA BALÁZS, na kilku piosenkach w ręku trzymał Polską flagę podkreślając w ten sposób głęboką przyjaźń miedzy naszymi narodami i solidarność narodowców z obu krajów.

Koncert Węgrów był na tyle dobry, że publika za nic nie chciała pozwolić zespołowi zejść ze sceny. Podwójne bisy, wspólne zdjęcia, rozmowy, zaproszenia do Węgier na festiwale (których mają 20-30 rocznie) oraz zaproszenia na kolejny przyjazd ze strony polskich fanów, sprawiają że nie wypada patrzeć inaczej niż pozytywnie w przyszłość, a nam narodowcom dają motywację do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Kto śledzi sytuację na Węgrzech, a wczoraj mógł jeszcze porozmawiać z Bratankami uzmysłowił sobie, że polski Ruch Narodowy jest sto lat za Węgrami.

 

c89