Rząd Holandii boryka się z coraz potężniejszą „armią” obcych etnicznie i kulturowo imigrantów. Dodatkowo spodziewa się kolejnej fali imigrantów, tym razem z Bułgarii i Rumunii, mogących napłynąć do kraju po otwarciu granic w 2014 roku.
Próbę wyjścia z sytuacji chciałby podjąć Lodewijk Asscher, wicepremier i minister spraw socjalnych z Partii Pracy (PvdA). Zaproponował on niedawno, by każdy z nowo przybyłych do Holandii obcokrajowców, który chce się tam osiedlić, podpisywał specjalną umowę zobowiązująca go do poszanowania miejscowych wartości wyrażających się poprzez zapisy w prawie i konstytucji, tak zwaną „Umowę o Współuczestnictwie”. Uważa on, iż taka umowa zwiększyłaby w znaczącym stopniu świadomość zasad i norm społecznych u świeżo naturalizowanych „Holendrów”.
Do podpisania umowy zobowiązany byłby każdy obcokrajowiec pragnący osiedlić się w Holandii, niezależnie czy pochodziłby z UE, czy też spoza niej. Nie do końca jasne jest jednak, czy obowiązek podpisania takiego dokumentu mieliby rezydenci UE (obywatele państw trzecich, którzy zamieszkiwali legalnie i nieprzerwanie na terytorium danego państwa członkowskiego przez okres pięciu lat) i Turcy, którzy na chwilę obecną nie posiadają obowiązku zdawania egzaminu integracyjnego w Holandii. Również sam egzamin miałby zostać poszerzony o pytania dotyczące holenderskich wartości.
W wywiadzie dla dziennika „Volkskrant” wicepremier powiedział o integracyjnej polityce Holandii, że musi być „przyjazna i otwarta”, ale również opierać się na „jasnych i twardych” zasadach. Zwrócił też uwagę na zagrożenia związane z niekontrolowaną imigracją, mówiąc, że „jeśli już teraz nie podejmiemy odpowiednich działań, zapłacimy ogromną cenę”.
„W Holandii integracja kulturowa załamuje się, cofamy się w kwestii postrzegania homoseksualności, Żydów i kobiet. Dlatego musimy jasno mówić o tym, co czyni nasz kraj wielkim, czyli o prawie do bycia sobą” – oznajmił Asscher.
Projekt został skierowany do parlamentu pod koniec lutego i natychmiast spotkał się z falą krytyki. Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny, największa partia polityczna w Holandii, uważa, że umowy tego typu pozostały by „słowami na papierze”, natomiast opozycyjni Demokraci 66 i Partia Socjalistyczna ostrzegli, że będą to tylko „puste kontrakty”. Zdaniem przeciwników umowy, radą na brak asymilacji miały by być lepsze (a na pewno droższe) programy integracyjne. Choć zarówno z doświadczeń Holandii, jak i innych krajów Europy Zachodniej widać, że działania tego typu są mało efektywne.
na podstawie: PAP