We Francji narasta chaos związany z brakami w dostawach paliwa. Od trzech tygodni protestują bowiem pracownicy głównych rafinerii, którzy zamierzają zresztą kontynuować strajk mimo nakazu pracy wydanego przez rząd. W niektórych miejscach sprawy w swoje ręce wzięli zwykli mieszkańcy, przejmując kontrolę nad stacjami paliwowymi lub sprzedając benzynę na ulicy.
Trzy tygodnie temu pracownicy francuskich rafinerii naftowych przystąpili do strajku, aby domagać się w ten sposób podwyżki wynagrodzeń. Sparaliżowanych zostało więc sześć z siedmiu głównych krajowych zakładów, co doprowadziło do braku paliw i oleju napędowego na stacjach benzynowych w całym kraju.
Francuska premier Elisabeth Borne wydała we wtorek nakaz pracy w celu odblokowania składów paliw koncernu Esso-ExxonMobil. Władza wykonawcza wydaje podobne decyzje tylko w przypadku, gdy zagrożone jest bezpieczeństwo narodowe lub funkcjonowanie życia społecznego. Za niepodporządkowanie się grozi zaś sześć miesięcy więzienia i kara grzywny.
Pracownicy rafinerii mimo nakazu nie zamierzają wracać do pracy, ale opowiadają się za kontynuowaniem strajku. Związki zawodowe uważają decyzję Borne za „wybór przemocy”, który może doprowadzić do całkowitego zawieszenia rozmów z rządem oraz przedsiębiorcami.
Niedobory paliw stały się na tyle poważne, że część Francuzów zaczęła przejmować stację paliw. W miejscowości Val-de-Marne policja aresztowała grupę młodych mężczyzn, sprzedających benzyną w swojej własnej cenie i dopuszczających do niej głównie mieszkańców swojej okolicy. Poza tym zatrzymano osoby handlujące paliwem na ulicy.
Na podstawie: france24.com.