Szefostwo administracji prezydenta Wiktora Janukowycza, w rozmowie z dziennikarzami w pełni wykluczyło, by wydarzenia w Makiejewce miały podłoże polityczne. Nie spotkało się to jednak przychylną opinią przeciwników obecnego rządu, jak również sporej części ukraińskiego społeczeństwa. Zdaniem byłej premier – Julii Tymoszenko – eksplozje w Makiejewce mogą być chwytem zastosowanym przez władze w celu odwrócenia uwagi od ważniejszych problemów.
Niejasności wokół eksplozji postanowiła wykorzystać również Komunistyczna Partia Ukrainy, która w oficjalnie wydanym komunikacie obwieszcza, że za podłożeniem i wysadzeniem ładunków wybuchowych stoją nacjonaliści. „– To oczywiste, że ci polityczni bankruci chcą zemścić się na władzach Ukrainy” – powiedział przedstawiciel partii, Grigorij Kriuczkow. Na dowód swojej tezy przywołuje wysadzenie w powietrze pomnika Józefa Stalina w Zaporożu, które miało miejsce na początku roku.
W sprawie wysadzenia pomnika, sklasyfikowanego przez zaporoską prokuraturę jako czyn terrorystyczny, zatrzymano już kilkanaście osób związanych z organizacją Tryzub oraz partią Svoboda. Każdego z zatrzymanych oskarża się o wspomniany zamach terrorystyczny – zostali oni również pozbawieni kontaktu z prawnikami i rodziną, a miejsce ich osadzenia zostało utajnione. Na trop rzekomego powiązania nacjonalistów z tym występkiem, zaporoską prokuraturę naprowadziła właśnie Komunistyczna Partia Ukrainy.
Nie zanosi się jednak, aby sprawa eksplozji w Makiejewce miała podobny obrót jak w przypadku wysadzenia pomnika Stalina. Domniemani zamachowcy zagrozili, że jeśli nie dostaną żądanych pieniędzy, w mieście wybuchnie kolejnych pięć ładunków. Do wybuchów jednak nie doszło, zaś ministerstwo spraw wewnętrznych Ukrainy poinformowało, że sytuacja w Makiejewce została opanowana, a mieszkańcom nie grozi niebezpieczeństwo. Ministerstwo podtrzymało również stanowisko administracji prezydenta, według którego poranne wybuchy nie miały związku z którąkolwiek działającą na terenie Ukrainy grupą polityczną.