Przewodnicząca „Strajku Kobiet” w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” szczegółowo opisała działalność feministek. Marta Lempart przyznaje, że na etacie we wspomnianej organizacji pracuje łącznie dziewięć osób. Ponadto feministki mogą liczyć na zagraniczne środki, bo jak podkreślają same „są Europejkami”.
Kilka dni temu Lempart została postawiona w stan oskarżenia przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie. Zarzuca się jej między innymi znieważenie funkcjonariuszy policji, publiczne pochwalanie przestępstw, a także sprowadzenie zagrożenia dla życia oraz zdrowia w związku z organizacją manifestacji w czasie pandemii koronawirusa. Grozi jej za to nawet osiem lat więzienia.
Sama lider „Strajku Kobiet” wciąż jednak bryluje w mediach. Tym razem obszerny wywiad z feministką zamieścił „Dziennik Gazeta Prawna”. Można dowiedzieć się z niego między innymi, że demonstracje organizowane przez Lempart są wyrazem głosu większości ludzi. Na dodatek uważa ona, że od czasu ubiegłorocznych wyborów prezydenckich zaszły zmiany, o których „będą całe rozdziały w podręcznikach”.
Szefowa feministek nie chce natomiast ujawniać swoich zarobków. Przyznaje jednak, że działaczki „Strajku Kobiet” czerpią finansowe korzyści ze swojej działalności. Na szczeblu centralnym w organizacji zatrudnionych na etacie ma być łącznie dziewięć osób. Same przychody „Strajku Kobiet’ to łącznie 300 tys. złotych na kwartał. Blisko 75 proc. z tej kwoty pochodzi od wpłat darczyńców.
Dodatkowo polskie feministki mogą liczyć na pomoc z zagranicy. – Granty oczywiście zagraniczne. Dla Zjednoczonej Prawicy zagranica to kosmaty potwór i populistyczny straszak, dla nas środki europejskie to nasze środki – jesteśmy Europejkami – dodaje Lempart.
Na podstawie: dziennik.pl.