Minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz najwyraźniej przespał zorganizowany w Warszawie szczyt bliskowschodni, stąd stwierdził, iż Iran tak naprawdę nie był przedmiotem jego obrad, choć o czym innym świadczy ostre przemówienie amerykańskiego wiceprezydenta Mike’a Pence’a. Sam szef polskiej dyplomacji nie omieszkał zresztą napomknąć o rzekomo negatywnej roli Irańczyków w regionie Bliskiego Wschodu.
Mainstream’owe media zauważają, że podczas szczytu bliskowschodniego Polska, mimo bycia jego formalnym organizatorem, tak naprawdę nie odegrała żadnej roli i stała się miejscem buńczucznych zapowiedzi polityków z Izraela i Stanów Zjednoczonych. Izraelski premier Benjamin Netanjahu uczynił więc z wydarzenia element swojej kampanii wyborczej, natomiast żadni syjonistyczni dziennikarze nie zaczekali nawet na konferencję prasową podsumowującą szczyt.
Nie była ona zresztą szczególnie pasjonująca, a dodatkowo potwierdziła całkowite odrealnienie polskiej dyplomacji od otaczającej ją rzeczywistości. Czaputowicz stwierdził więc, że obrady szczytu nie były poświęcone Iranowi, chociaż rola tego państwa jednak pojawiała się „podczas dyskusji na temat horyzontalnych problemów Bliskiego Wschodu”. Szef MSZ-u dodał, iż przemówienie Pence’a pokazało podobne spojrzenie na temat Iranu ze strony Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej.
Bruksela i Waszyngton mają jednak mieć odmienne spojrzenie na temat porozumienia nuklearnego, zwartego z Teheranem w 2015 roku, a także w kwestii mechanizmów pozwalających na dalszy handel z Irańczykami. Sam Czaputowicz dodał, iż wszyscy uczestnicy szczytu mieli dostrzegać negatywną rolę Iranu w regionie Bliskiego Wschodu. Wyraził on również nadzieję na rozwiązanie omawianych problemów poprzez grupy robocze utworzone w trakcie trwającej ostatnie dwa dni konferencji.
Na podstawie: polskatimes.pl, niezalezna.pl.