Na polsko-czeskiej granicy spotkali się aktywiści z Warszawy i Wielkopolski, którzy w sile kilkunastu osób wyruszyli wspólnie w dalszą podróż, która pomimo dosyć oryginalnego dla nas oznakowania (a w zasadzie jego braku) większości czeskich dróg przebiegła bezproblemowo i w dobrych nastrojach. Po kilkugodzinnym zwiedzaniu czesko-morawskiego kraju docieramy do Brna na kilkanaście minut po godzinie jedenastej (organizatorzy prosili, abyśmy stawili się co najmniej godzinę przed planowanym rozpoczęciem manifestacji, która miała zostać otwarta o 13:00). Tuż po wjeździe do miasta trafiamy na policyjną blokadę, która wyłapywała samochody o zagranicznych rejestracjach. Razem z nami zatrzymano kilku „antyfaszystów” z Austrii, którzy zdawali się być lekko niezadowoleni z zaistniałej sytuacji, o czym świadczyło między innymi wskazywanie na nas palcami przeszukującym ich policjantom. „Bohaterem” tego zdarzenia został jednak czeski stróż prawa, który trzymając w ręku nasze dowody osobiste, przyglądając się rejestracjom samochodów, oraz oglądając wiezioną przez nas polską flagę narodową spytał: „- Przyjechaliście z Austrii czy z Niemiec?”… Podobnych blokad w obrębie całego Brna było co najmniej kilka, przez co początek demonstracji zwołanej w parku Koliště musiał został opóźniony o kilkanaście minut – policjanci drobiazgowo przeszukiwali każdy autokar wjeżdżający do miasta, w którym znajdowali się zmierzający na manifestację nacjonaliści.
W końcu, z lekkim opóźnieniem, jeden z organizatorów akcji ogłosił z przygotowanego wcześniej podestu rozpoczęcie demonstracji, zapowiadając jednocześnie pierwszego rzecznika. Był nim Tomáš Vandas, przewodniczący czeskiej Robotniczej Partii Społecznej Sprawiedliwości (Dělnická strana sociální spravedlnosti, DSSS). W swoim charyzmatycznym przemówieniu przypomniał wydarzenia sprzed dwóch lat, kiedy to władze państwowe rozpoczęły szereg prześladowań uderzających w czeskich nacjonalistów – m.in. przeprowadzając masowe aresztowania na podstawie absurdalnych zarzutów, czy też delegalizując Partię Robotniczą (DS), na której podwalinach odrodziła się DSSS. Zaznaczył również, że obecny System praktycznie niczym nie różni się od swojego poprzednika, a jego represje wymierzone w jedyną konsekwentną opozycję są bezcelowe, gdyż jak pokazały dotychczasowe akcje systemowych sił, nacjonaliści wciąż pozostają wierni swoim przekonaniom i nie zamierzają zaprzestać swojej działalności, która nabiera mocnego, politycznego rozpędu.
Następnie głos zabrała Katrin Köhler, radna Kamienicy Saskiej (Chemnitz) z ramienia NPD. W swoim krótkim przemówieniu wyraziła zadowolenie z kolejnej możliwości wspólnego zamanifestowania poglądów z nacjonalistami z Czech, oraz podziękowała wszystkim za przybycie. Po przedstawicielce Narodowodemokratycznej Partii Niemiec na podest wszedł jeden z inicjatorów szwedzkiej kampanii na rzecz więźniów politycznych w Czechach – Aleksander. Wyjaśnił on pokrótce cele przeprowadzanej przez szwedzkich nacjonalistów kampanii, a także przedstawił sytuację w swoim kraju, gdzie obecnie również mają miejsce państwowe prześladowania nacjonalistów ze względu na ich poglądy. Po pierwszej części przemówień na podeście znalazł się związany z DSSS muzyk Ladislav Budz, występujący pod pseudonimem artystycznym Lobo. Uraczył on zgromadzonych w parku nacjonalistów kilkoma balladami, w tym utworem „Demokracie” Karela Kryla (1944-1994), który w dalszym ciągu nie stracił aktualności, ukazując całą fałszywość „wolnego i demokratycznego” systemu.
Nieopodal miejsca demonstracji DSSS zebrało się około dwustu reprezentantów „inicjatywy” przedstawiającej się jako porozumienie wolnościowych środowisk pod nazwą Brno blokuje. W rzeczywistości jednak na rzeczone „wolnościowe środowiska” złożyły się osobnicy reprezentujący przebywającą w Czechach mniejszość cygańską, a także kilkunastu lewicowych frustratów. Ich obecność w żaden sposób nie wpłynęła na przebieg zgromadzenia nacjonalistów, nie odnotowano również jakichkolwiek incydentów.
Drugą część przemówień rozpoczął Günter Rehak, przedstawiciel austriackiej Nationale Volkspartei (Narodowa Partia Ludowa), której program i działalność mogą być inspiracją dla wielu ugrupowań nacjonalistycznych w całej Europie. W partii tej odnajdują się bowiem zarówno nacjonaliści „starej daty”, jak również młode pokolenie austriackich patriotów. Pan Rehak, odnosząc się do motta tegorocznej demonstracji, swoje wystąpienie rozpoczął od przypomnienia, iż nieskrępowany przepływ siły roboczej nie prowadzi do niczego innego, jak tylko obniżania płacy minimalnej, a także nasilania konfliktów w społeczeństwie. Po przemowie przedstawiciela nacjonalistów z Austrii, głos ponownie zabrali organizatorzy akcji, tym razem Jiří Štěpánek z DSSS.
Zakończenie przemówień w parku Koliště przypadło kolejnemu przedstawicielowi z Niemiec. Na podeście swoje wystąpienie rozpoczął przedstawiciel Narodowodemokratycznej Partii Niemiec z Bawarii – Robin Siener – którego słowa były przykrym potwierdzeniem dominującego w Polsce stereotypu partii NPD jako ugrupowania, w którym przeważającą grupę stanowią przewrażliwieni na punkcie Polski i Polaków zacietrzewieńcy. I choć oczywiście stereotyp ten nie jest zbytnio zgodny z prawdą, to słowa wypowiedziane przez Sienera, w których porównał on Polaków z imigrantami z Afryki czy Indii zdają się to usprawiedliwiać. Jego przemówienie, które początkowo przyjmowane było z entuzjazmem uczestników zgromadzenia, w dalszych akapitach (tj. w tych, w których mowa była o Polsce), zbierało coraz mniej liczne oklaski, a gdzie niegdzie nawet ewidentnie znudzenie. Nic dziwnego, gdyż wałkowane od wielu lat hasełka o „zagrażających narodowi niemieckiemu Polakach”, przy jednoczesnym stałym pomijaniu kwestii imigrantów z Turcji, którzy m.in. w Berlinie posiadają już „swoje” dzielnice, mogą zostać przyjęte jedynie ze znudzeniem i zażenowaniem.
Wypowiadane przez Sienera idiotyzmy w zasadzie wymagały interwencji, jednak ze względu na szacunek dla pracy, jaką w organizację całego przedsięwzięcia włożyli czescy nacjonaliści, uznaliśmy, iż lepiej będzie stonować emocje. Tego typu przepychanki wolimy pozostawić właśnie zacietrzewieńcom, zaś my, jako polscy autonomiczni nacjonaliści odrzucamy narodowy szowinizm, będący ślepą reakcją na działania Systemu. A to, że w wielu europejskich krajach (również w Polsce) możemy spotkać żyjących wyimaginowanym obrazem szowinistów to już raczej nie nasz problem. W związku z zaistniałą sytuacją postanowiliśmy jednak nie brać udziału w pochodzie przez miasto, który rozpoczął się chwilę po zakończeniu przemówień – maszerowanie ramię w ramię z elementami, według których to nie System (w dodatku nastawiony tylko i wyłącznie na zysk), lecz grupa narodowa jest głównym czynnikiem masowej imigracji i emigracji, nie było dla nas zbytnio zachęcające. Pożegnaliśmy się więc ze spotkanymi tego dnia przyjaciółmi z Czech (Autonomní Nacionalisté) i wyruszyliśmy w drogę do Polski, gdzie już następnego dnia (2.05), w oddalonych od Brna o 270 kilometrów Katowicach miał się rozpocząć Marsz Powstańców Śląskich, w którym również wzięliśmy udział.
J.