Opasłe naukowe tomy są oczywiście potrzebne, ale nic nie przybliża rzeczywistości i kultury innego kraju, jak publikacja łącząca w sobie kilka dziedzin naukowych oraz własne obserwacje autora. Sinolog Marcin Jacoby ukazuje więc „Chiny bez makijażu” ze wszystkimi wadami i zaletami historii, kultury, społeczeństwa i gospodarki tego światowego mocarstwa, dzięki czemu nawet laik może zrozumieć procesy zachodzące w Państwie Środka.
Dlaczego Chiny są uważane za „żółty kraj”? Czy używane przez niego czerwone barwy są związane jedynie z rządzącymi komunistami? O co chodzi ze smokami? Jak zachowywać się wobec poznanych Chińczyków? Czy warto poruszać się po tym kraju taksówką? Autor „Chin bez makijażu” odpowiada na wszystkie wyżej wymienione pytania, które na pozór mogą wydawać się banalne i pasujące przede wszystkim do przewodnika turystycznego. Nie ma jednak nic bardziej mylnego, ponieważ bez znajomości podstaw Chin nie da się po prostu zrozumieć. Szczególnie, że w Polsce pokutuje kilka stereotypów dotyczących Państwa Środka, wśród których w związku z projektem „Nowego Jedwabnego Szlaku” może przeważać przekonanie, iż Chińczycy byli w głównej mierze handlarzami oraz wojownikami walczącymi o ekspansję swojego kraju. Tymczasem od setek lat najważniejszą grupą społeczną w Chinach byli urzędnicy, w dawnych czasach liczniejsi od chłopów, co do dzisiaj determinuje kształt tego państwa.
Widać to zresztą do dzisiaj, bo dalej ścieżka kariery w aparacie państwowym (ale i w sektorze prywatnym przenikającym się z państwem) wiedzie przez Komunistyczną Partię Chin. Jacoby z własnego doświadczenia i tym samym z rozmów z Chińczykami wnioskuje, że spora część z nich jest zmęczona propagandowym systemem stworzonym przez rządzące ugrupowanie, ale uznaje jego niezaprzeczalny wkład w rozwój chińskiego państwa. Sinolog zauważa też, że obecnej ideologii państwowej i samego systemu gospodarczego nie da się podporządkować żadnej z dominujących u nas klisz. Państwo oficjalnie mówi bowiem o marksizmie i obecnym kształcie Chin jako przejściowym stanie zmierzającym do prawdziwego komunizmu, który ma się zresztą dobrze na tamtejszych uczelniach, ale jednocześnie współczesna Chińska Republika Ludowa nie ma w sobie zbyt wiele z socjalizmu. W Chinach dopiero zaczynają rozwijać się ubezpieczenia społeczne, a wizyta w szpitalu musi zacząć się od opłacenia leczenia, ponieważ dopiero wtedy lekarze w ogóle zainteresują się pacjentem!
Chiny dynamicznie rozwinęły swoją gospodarkę i właściwie odeszły już od niezwykle taniej i wręcz legendarnie tandetnej produkcji, co pozwala na widoczny gołym okiem rozwój miast. Boczne najludniejszych chińskich miast są jednak dalej siedliskiem biedoty, wśród których wyróżniają się zresztą starsi ludzie, którzy nie mogą liczyć na emerytury z powodu wspomnianego braku ubezpieczeń społecznych. Mimo licznych programów rozwojowych tradycyjnie zacofany pozostaje zachód kraju, który zresztą dalej zdominowany jest przez tamtejsze mniejszości etniczne, w tym skłaniających się coraz bardziej ku radykalnemu islamowi Ujgurów. Chiny muszą sobie też radzić z gwałtownym wyludnianiem się wsi, a obecny system gospodarczy wpływa też ujemnie na życie rodzinne. Po pierwsze, niezwykle silne dotąd więzy rodzinne ustępują zachodniemu modelowi życia. Po drugie, życie rodzinne w wielu wypadkach ogranicza się jedynie do spotkań raz, góra dwa razy do roku. Osoby pochodzące z prowincji zostawiają bowiem swoje dzieci dziadkom, a sami wyjeżdżają do miast i ciężko pracując nie mają czasu dla swoich pociech. Widać więc wyraźnie, że turbokapitalistyczny model państwa, tak ukochany przez polskie środowiska konserwatywno-liberalne, wpływa negatywnie na konserwatywne wartości mogące rzekomo rozwijać się jedynie w otoczeniu bezwzględnej gospodarki rynkowej.
To oczywiście nie jedyny problem Państwa Środka, co w tak licznym społeczeństwie jest jak najbardziej zrozumiałe. Chińczycy borykają się choćby z zanieczyszczeniem środowiska, a także z niedoborami wody, co jest efektem wspomnianego właśnie dynamicznego i nie zawsze dobrze zaplanowanego (a planowanie gospodarcze jest dalej ważnym elementem całego systemu) dążenia do rozwoju ekonomicznego. Innym niezwykle ważnym jego skutkiem ubocznym jest zresztą zanikanie niektórych tradycji. Przede wszystkim rozbudowa miast wiązała się z niszczeniem zabytkowych dzielnic i innych budowli, stąd w Pekinie czy Szanghaju jest bardzo niewiele śladów niezwykle interesującej przeszłości Chin. Autor „Chin bez makijażu” zauważa jednak pewne odrodzenie tamtejszej tradycyjnej kultury, a także chińskiego nacjonalizmu, który staje się popularny zwłaszcza wśród młodych ludzi i jest związany z dumą z gwałtownego skoku cywilizacyjnego Państwa Środka. W tym kontekście ciekawe są obserwacje autora dotyczące sportów walki, a dokładniej kung-fu, które sam w przeszłości trenował. Jacoby zwraca uwagę, iż ta sztuka walki powoli zanika w Chinach, dlatego cieszy się popularnością głównie wśród obcokrajowców.
„Chiny bez makijażu” są nie tylko doskonałym wstępem do dalszego zgłębiania historii, kultury i obecnej rzeczywistości Chin, ale mogą zainteresować chińską tematyką nawet te osoby, które dotąd nie uznawały olbrzymiej roli odgrywanej przez Państwo Środka na arenie międzynarodowej za niepodważalny fakt.