Były brytyjski minister spraw zagranicznych Boris Johnson znalazł się w ogniu krytyki po swoich uwagach na temat muzułmanów. Polityk Partii Konserwatywnej stwierdził bowiem, że muzułmańskie kobiety ubierające się zgodnie z zasadami swojej religii poddają się opresyjnemu systemowi, a przede wszystkim „wyglądają jak skrzynki na listy” i „złodzieje biorący udział w napadach na bank”, co nie spodobało się brytyjskiej lewicy, przedstawicielom społeczności islamskiej oraz kierownictwu jego ugrupowania.
Johnson przed miesiącem zrezygnował z kierowania resortem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, dlatego powrócił do swojego wcześniejszego zajęcia czyli dziennikarstwa, którym zajmował się przed wyborem na burmistrza Londynu w 2008 roku. Polityk Torysów pisze więc felietony w dzienniku „The Daily Telegraph”, w którym opublikował właśnie swoją opinię na temat zakazu noszenia burek i nikabów, jaki w ubiegłym tygodniu zaczął obowiązywać w Danii.
Co ciekawe, Johnson jest przeciwnikiem podobnego prawa i nie chce wprowadzać go w Wielkiej Brytanii, ponieważ jego zdaniem będzie to jedynie paliwem dla radykalnych muzułmanów mówiących o zderzeniu się cywilizacji islamskiej z Zachodem. Były szef brytyjskiego MSZ nie ukrywa jednak, że jest przeciwnikiem noszenia strojów zasłaniających całe ciało, bowiem uznaje je za część opresyjnego systemu. Zdaniem Johnsona muzułmanki noszące nikab wyglądają więc „jak skrzynki na listy” i „złodzieje biorący udział w napadach na bank”.
Te słowa nie spodobały się większości brytyjskich polityków i mediów, od dawna zainfekowanych polityczną poprawnością. Z tego powodu anonimowa osoba złożyła doniesienie na szerzenie przez niego „mowy nienawiści”, przy czym Johnson jest atakowany również we własnej partii. Szef frakcji muzułmanów w Partii Konserwatywnej domaga się od władz ugrupowania podjęcia radykalnych kroków w tej sprawie, natomiast jego kierownictwo na czele z premier Theresą May domaga się przeprosin od byłego szefa brytyjskiej dyplomacji.
Sam Johnson nie zamierza jednak przepraszać, natomiast media powołując się na anonimowe wypowiedzi jego współpracowników sugerują, iż nie chce on wpaść w pułapkę zamykania dyskusji na ważne dla brytyjskiego społeczeństwa tematy. Zrezygnowanie z debaty na temat noszenia tego typu strojów w przestrzeni publicznej ma być więc poddawaniem się propagandzie ekstremistycznej.
Na podstawie: independent.co.uk, telegraph.co.uk.