Grupa samorządowców z pogranicza Bośni i Hercegowiny protestowała pod siedzibą rządu centralnego i parlamentu, chcąc zwrócić uwagę na narastający problem napływu imigrantów na granicę tego kraju z Chorwacją. Chorwaci nie chcąc wpuścić na terytorium Unii Europejskiej przybyszów spoza kontynentu zamknęli swoją granicę, stąd obecnie muszą sobie radzić z nimi lokalne samorządy nie posiadające na to odpowiednich środków.
Burmistrzowie miasteczek i wsi z bośniackiego kantonu uńsko-sańskiego, znajdującego się przy granicy z Chorwacją, protestowali w czwartek przed siedzibą bośniackiego premiera oraz tamtejszego parlamentu. Przybywając do Sarajewa chcieli oni bowiem zwrócić uwagę na narastający problem, jakim jest niemal codzienny napływ nowych imigrantów chcących przedostać się na terytorium Unii Europejskiej. Nie mogą oni jednak przekroczyć granicy, ponieważ z powodu próby jej szturmu w połowie czerwca, Chorwaci zamknęli tamtejsze przejścia graniczne.
Burmistrz Bihac Šuhret Fazlic powiedział dziennikarzom, że wszyscy powinni być świadomi, iż migranci są zawracani przez chorwacką straż graniczną, dlatego koczują w kantonie uńsko-sańskim i czekają na kolejną możliwość przedostania się do UE. Codziennie przybywa do tego od 30 do 50 nowych imigrantów, a we wspomnianej już jednostce terytorialnej przebywa ich już ponad cztery tysiące. Powoduje to zaniepokojenie miejscowej społeczności, która powołała już do życia straż nocną mającą dbać o bezpieczeństwo w okolicy.
Samorządowcy z bośniacko-chorwackiego pogranicza podkreślają, że obecnie migranci koczują w pustostanach, na ulicach oraz w parkach, ale wraz z nadejściem jesieni problem nasili się, ponieważ będą oni chcieli przezimować w tej okolicy. Z tego powodu burmistrzowie domagają się od władz centralnych, aby te zajęły się obcokrajowcami, umieszczając ich w specjalnych ośrodkach. Według danych policyjnych, od początku roku granicę Bośni i Hercegowiny z Serbią nielegalnie miało przekroczyć blisko dziewięć tysięcy osób.
Na podstawie: n1info.com, avaz.ba.
Zobacz również: