Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden spodziewa się wkroczenia wojsk rosyjskich na terytorium Ukrainy. Zapowiada przy tej okazji, że „mniejszy najazd” Rosji na Ukrainę będzie równoznaczny z mniej dotkliwą reakcją ze strony Ameryki oraz jej zachodnioeuropejskich sojuszników. W przypadku inwazji Ameryka zamierza zwiększyć obecność wojskową w Polsce i Rumunii.

Już od kilku miesięcy pojawiają się doniesienia o możliwym ataku na Ukrainę ze strony Federacji Rosyjskiej. Ma o tym świadczyć głównie skoncentrowanie blisko 100 tysięcy rosyjskich żołnierzy na ukraińsko-rosyjskiej granicy, a także twarda retoryka rosyjskich władz na czele z tamtejszym prezydentem, Władimirem Putinem.

Działania Rosji wywołują głównie słowne reakcje Stanów Zjednoczonych. Waszyngton ostrzega Moskwę poprzez groźby wprowadzenia nowych sankcji, które miałyby uderzyć w rosyjską gospodarkę.

Kolejny raz swoje groźby powtórzył więc amerykański prezydent. Tym razem Biden wyraził przekonanie, że Putin ostatecznie podejmie decyzję o ataku na Ukrainę, ale „słono za nią zapłaci”. Cena będzie zależała jednak od skali ataku. Gospodarz Białego Domu byłby bowiem gotów nałożyć mniejsze sankcje przy okazji „mniejszego najazdu”.

Przy tej okazji przyznał on, że w NATO istnieją różnice dotyczące ewentualnej odpowiedzi na działania Kremla. Sankcje mają więc zależeć od ewentualnego znalezienia się „po tej samej stronie” przez wszystkich sojuszników.

Jednocześnie Biden wykluczył możliwość wycofania wojsk USA z Europy Środkowo-Wschodniej. Wręcz przeciwnie, liczba amerykańskich żołnierzy w Polsce i Rumunii ma się jeszcze zwiększyć, o ile jednak Rosja rzeczywiście zdecyduje się na dokonanie inwazji na Ukrainę.

Lewicowo-liberalne media twierdzą, że stanowisko Waszyngtonu wywołało „alarm” w Kijowie. Ukraińskie władze uważają słowa Bidena za „zielone światło” dla rosyjskiej interwencji na Ukrainie.

Na podstawie: cnn.com, interia.pl, onet.pl.

Zobacz również: