anti-euPrzed nami pierwsze posiedzenie nowego Parlamentu Europejskiego. Wiadomo już, że jak na razie jedynym beneficjentem „triumfu eurosceptyków” w tegorocznych wyborach będzie Nigel Farage. Brytyjczykowi udało się utrzymać grupę Europy Wolności i Demokracji, funkcjonującą już w poprzedniej kadencji. Stworzenie nowej frakcji nie powiodło się Marine Le Pen, która nie zdołała zgromadzić wokół siebie parlamentarzystów z siedmiu krajów, a więc nie spełniła podstawowego wymogu formalnego.

Tak naprawdę ostatnie wybory niewiele zmieniły, a prawdziwa reforma Europy, prowadząca do cywilizacyjnego i gospodarczego odrodzenia, to co najwyżej marzenie niepoprawnych optymistów. Europą dalej będą rządzić frakcje chadecka i socjalistyczna, zasadniczo niczym się nie różniące. Eurosceptycy będą mogli krytykować je w Europarlamencie i w przestrzeni medialnej, rozwój tych ugrupowań wcale nie będzie taki pewny, może któryś z krajów w wyniku referendum opuści UE, ale tak naprawdę niewiele się zmieni. Niewiele zmieniłoby się także gdyby eurosceptycy wygrali wybory. Analizując program i działania Nigela Farage’a i skupionych wokół jego partii , a także większości sojuszników Le Pen, łatwo zauważyć, iż są zagrożeniem dla brukselskich biurokratów, ale nie dla obecnego porządku społecznego.

Wrogiem „antysemici” i „homofobi”

Nigel Farage i jego Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) nie są bowiem zainteresowani żadnymi cywilizacyjnymi zmianami, akceptując obecny porządek społeczny i jego lewicowo-liberalny charakter. Społeczeństwo Wielkiej Brytanii jest jednym z najbardziej zdegenerowanych w Europie, a kraj ten można przedstawiać jako przykład społeczeństwa wielokulturowego, w którym etniczni Brytyjczycy za jakiś czas staną się mniejszością. Wszelka próba kontestowania tego porządku kończy się oskarżeniami o „homofobię”, „antysemityzm”, „rasizm” etc. itp. Tych etykietek Farage unika za wszelką cenę, starając się nie zabierać głosu w sprawach ideologicznych, bądź kajając się w mediach, gdy niepoprawne politycznie poglądy wygłosi choćby radny UKIP z niewielkiej gminy. Farage tłumaczy się tak naprawdę w brytyjskich mediach z kwestii tego typu, bowiem jego poglądy na temat Unii Europejskiej nie są tam kontrowersyjne. Od wielu lat głosi je dość znacząca część polityków Partii Konserwatywnej, a premier David Cameron jest od nich po prostu nieco bardziej powściągliwy. Głosy na temat przeprowadzenia referendum na temat obecności Brytyjczyków w UE nie są już niczym szczególnym także wśród działaczy lewicowej Partii Pracy.

W sprawach wzbudzających kontrowersje, Farage musi już gruntownie tłumaczyć się w mediach i podejmować natychmiastowe działania. Tylko w tym roku w prawach członka UKIP zawieszono radnego, który wiele miesięcy wcześniej krytykował imigrantów z Mali, a także określał homoseksualistów jako zboczeńców. Kilka innych przypadków było związanych z „rasizmem”, w postaci namawiania czarnoskórych imigrantów do powrotu do Afryki, czy twierdzeń, iż islam może mieć totalitarny charakter. Podobnie było też w zeszłym roku, a działacze UKIP krzewiący „kontrowersyjne poglądy” byli wyrzucani z partii albo nie mogli kandydować w wyborach. Sam Farage wzbudził kontrowersje w marcu, gdy udzielił wywiadowi portalowi homoseksualistów „Pink News”, gdzie miał opowiedzieć się za małżeństwami homoseksualnymi i za pozbawieniem statusu prawnego małżeństwom chrześcijańskim. Lider UKIP tłumaczył później, że wywiad ukazał się bez jego wiedzy i część wypowiedzi była przekręcona, jednak nie przedstawił klarownych poglądów na te tematy. Wcześniej UKIP opowiadało się co prawda przeciwko legalizacji małżeństw osób tej samej płci, ale popierała zawieranie między nimi związków partnerskich. O podobnych kwestiach nie wspomina program ugrupowania, zawierający kilka frazesów. Można jednak dowiedzieć się z nich, że partia Farage’a chce „kontrolować” imigrację, a nie ją zatrzymać.

Nacjonaliści wrogiem numer jeden

Nie trudno się domyślić, że UKIP nie przepada tym samym za nacjonalistami. Farage ma wręcz na ich punkcie obsesję. Wystarczy wejść na stronę jego partii i wejść w formularz zgłoszeniowy. Znajduje się pod nim adnotacja, że w UKIP nie są mile widziani byli działacze Brytyjskiej Partii Narodowej (BNP), Angielskich Demokratów, Frontu Narodowego, Brytyjskiej Partii Ludowej czy Brytyjskiej Partii Wolności. Wrogiem dla UKIP są tym samym działacze tak naprawdę marginalnych ugrupowań, za to swobodnie mogą się do niej zapisywać byli działacze Torysów czy Partii Pracy, odpowiedzialnych za obecność Brytyjczyków w UE i złą kondycję tamtejszej gospodarki, o cywilizacyjnej degeneracji nie wspominając. Po zakończonych sukcesem wyborach samorządowych w 2013 r., Farage zamiast celebrować, martwił się, że wśród osób wybranych do rad lokalnych, mogą znajdować się byli działacze BNP. Jeszcze przed wyborami cofnięto kandydatury sześciu działaczy UKIP, mających mieć za sobą przeszłość w nacjonalistycznych stronnictwach. Lider eurosceptyków ubolewał wręcz nad tym, że jego partia nie zawsze może dokładnie zbadać przeszłość swoich członków. Farage w artykule dla dziennika „The Independent” z lutego tego roku, chwalił się wręcz, iż UKIP zrobił najwięcej ze wszystkich brytyjskich partii politycznych, aby powstrzymać rozwój BNP. Farage nie ukrywał, że dzięki swojej retoryce przyciągnął do siebie niezadowolonych wyborców, którzy mogli poprzeć nacjonalistów i ich „rasistowski program”, lecz dzięki sprawnej propagandzie wybrali „cywilizowane” stronnictwo, zamiast „paskudnej partii” Nicka Griffina.

BNP w wyborach do Parlamentu Europejskiego otrzymało 1% głosów przy 6,2% głosów i 2 mandatach europosłów pięć lat wcześniej. W kontekście zwalczania „rasizmu” i „homofobii”, trudno dziwić się, że BNP jest wrogiem dla UKIP. Ugrupowanie Nicka Griffina nie używa prymitywnej anty-islamskiej retoryki. Jest  oczywiście przeciwna imigracji i krytykuje społeczeństwo wielokulturowe, ale jednocześnie zwraca uwagę na kryzys cywilizacji europejskiej. Przecież to nie muzułmanie zalegalizowali aborcję czy kazali zniszczyć zachodnioeuropejskim państwom tradycyjny model rodziny. Nick Griffin i jego partia opowiadają się za powrotem do chrześcijańskich korzeni i odrodzenia moralnego Europy. To właśnie różni prawdziwych nacjonalistów od liberalnych eurosceptyków, którzy tak naprawdę nie oferują niczego więcej poza likwidacją UE, albo po prostu wystąpieniem z niej danego kraju.

Sojusznicy niewiele lepsi

Jak wspomniano na początku, UKIP utrzymało w kolejnej kadencji swoją frakcję w Europarlamencie. Partie wchodzące w jej skład nie różnią się w zbyt wielkim stopniu od swojego szefa. Najbardziej znanym przykładem są Szwedzcy Demokraci, będący modelową ilustracją konsekwencji wynikłych ze zmian „wizerunkowych” i początkowo taktycznej modyfikacji światopoglądu. Kilkanaście lat temu SD zaczęło od eliminacji umundurowania na partyjnych spotkaniach, zaś skończyło na byciu najpopularniejszym ugrupowaniem wśród homoseksualistów i żydów w Szwecji, a także chwaleniu lewicowych protestów przeciwko autentycznym partiom narodowym.

Podobnie jak UKIP, populistyczny charakter ma włoski Ruch Pięciu Gwiazd. Partia komika Beppe Grillo, szermuje ogólnymi hasłami przeciwko zdegenerowanej klasie politycznej, wszechobecnej korupcji we Włoszech czy gospodarczemu kryzysowi. Nie tak dawno do retoryki ugrupowania doszedł eurosceptycyzm, związany głównie z innym ważnym punktem programu Ruchu, a więc jak najszerszego zastosowania demokracji bezpośredniej. Na tym jednak kończą się konkrety w wykonaniu partii zbudowanej przez Internet.  Brak zainteresowania sprawami cywilizacyjnej katastrofy w Europie, wyraża również czeski partner Farage’a, czyli Partia Wolnych Obywateli (Svobodni). Partia ekonomisty Petra Macha skupia się wyłącznie na libertarianizmie, lubując się w koncepcjach tzw. austriackiej szkoły ekonomii i właśnie z tych pozycji atakując Brukselę. Najlepiej w tym towarzystwie prezentuje się litewski Porządek i Sprawiedliwość, przywiązujący dużą wagę do konserwatyzmu społecznego, atakując Unię także z tych pozycji.

Prawdziwe „zagrożenie” na marginesie

Ugrupowania opowiadające się za kompleksową zmianą dyskursu, a więc zagrażające lewicowo-liberalnemu projektowi społecznemu realizowanemu przez większość partii w Europie, znajdują się niestety na marginesie. Węgierski Jobbik czy grecki Złoty Świt, które mają swoją reprezentacją w Europarlamencie i są zagrożeniem dla establishmentu w swoich krajach, zostały odrzucone przez obie grupy eurosceptyków. Farage’owi nazwy tych ugrupowań nie przejdą nawet przez gardło, jednak jeszcze parę lat temu przeszkód we współpracy nie widziałby francuski Front Narodowy. Obecnie zbyt radykalny dla Frontu i jego sojuszników jest Janusz Korwin-Mikke. Oczywiście jak najbardziej jest on naszym wrogiem, jednak partia Le Pen i jej partnerzy brzydzą się Korwinem ze względu na jego poglądy na środowiska żydowskie i homoseksualne… Jak widać, ostatnie wybory jeśli były w ogóle sukcesem eurosceptyków, to jedynie tych bezpiecznych dla panującego systemu.

MM