Zamieszki zaczęły się w nocy ze środy na czwartek. Łącznie spłonęło dziewięć bloków należących do kompleksu dla uchodźców w Villawood – w tym blok kuchenny, centrum pierwszej pomocy oraz punkt komputerowy. Dzięki szybkiej reakcji straży pożarnej ogień został ugaszony we wczesnych godzinach porannych w czwartek. Część prowodyrów zamieszek wdała się w starcia ze służbami – policją i strażakami – m.in. ciskając w ich stronę dachówkami z dachów budynków.
Sytuacja w Villawood przypomina do złudzenia niedawne wydarzenia we włoskiej Lampedusie, która przez totalny brak wyobraźni i reakcji władz stała się w mgnieniu oka dziką kolonią pełną agresywnych kolorowych imigrantów, którzy nie przejawiają jakiejkolwiek chęci do pokojowej koegzystencji z rdzennymi mieszkańcami, jak tego oczekiwaliby liberałowie, mający usta pełne sloganów o różnorodności, tolerancji i współistnieniu. Tymczasem tak jak kolorowi bandyci na Lampedusie spalili budynek parafialny, w którym przebywali w gościnie u miejscowego proboszcza, tak podobni im bandyci zachowali się dokładnie tak samo w obozie w Villawood. Gdzie ta pozytywna różnorodność i pokojowe współistnienie, wiedzą chyba tylko najbardziej twardogłowi zwolennicy multikulturalizmu.