antysystemowosc2W dyskursie politycznym, w mediach, czy w internecie modne ostatnimi czasu stało się pojęcie antysystemowości. Pojęcie to odnoszone jest do całej gamy polityków, czy raczej politycznego planktonu zajmującego miejsce po prawej stronie sceny politycznej, z którego tylko kilku, najbardziej znanych polityków ma szansę odnieść realny sukces przełożony na wyborczy wynik. Obecne użycie tego terminu jest o tyle ciekawe, że nijak ma się do jego właściwego znaczenia. Antysystemowość to rewolucyjność, dążenie i postulowanie zmiany obecnego systemu na inny, wraz z całkowitym zniszczeniem obecnego. Jest to również o tyle dziwne, że pojęcie to przypisuje się ludziom i organizacjom prawicy (zarówno tym, którzy się przyznają do tego miana jak i tym, którzy się go wypierają), a więc nurtu zdecydowanie konserwatywnego, reakcyjnego, który dąży do zachowania i co najwyżej drobnego zreformowania rzeczywistości.

Kluczem do tak pojętej „antysystemowości”, jest stosunek do rządów Platformy Obywatelskiej wraz z jej polityczno-medialnymi sojusznikami. O ile, oczywiście, obecne rządy są niewątpliwie i bezdyskusyjnie złe dla Polaków, co wynika z ich jednoznacznie liberalnego charakteru, to trudno uznać, że stawianie się w opozycji do obecnej władzy postulując zachowanie zrębów obecnego ustroju i mechanizmów demokracji jest czymś więcej niż zwykłą opozycją, a nie jakaś wyimaginowaną antysystemowością. Do takiej „antysystemowości”, będącej w rzeczywistości zwykłą opozycją akceptującą w pełni obecną rzeczywistość (a więc system, bo przecież chyba systemem nie są rządy PO) kapitalistycznej demokracji, można zaliczyć zarówno twory tak radykalnie akcentujące swą „antysystemowość” jak Ruch Narodowy, Kongres Nowej Prawicy, KORWIN-a, ruch skupiony wokół Kukiza czy nawet przez niektórych Prawo i Sprawiedliwość.

W pewnych kręgach owa „antysystemowość” poszczególnych ugrupowań i środowisk jest chyba mierzona ilością narodowych flag powiewających obok ich idoli, stężeniem polityki historycznej i pustych frazesów o interesie narodowym i paru równie populistycznych ale chwytliwych hasłach, których wcielenie w życie nie zmieni nic w położeniu narodu.

To zaburzenie pojęć i uznanie przez opinię publiczną za antysystemowe partie, które w swej istocie chcą zachować podstawy i wartości obecnego systemu, a głównymi zmianami ma być chyba zastąpienie obecnych rządzących przez własnych ludzi, jest spowodowane całkowitą dominacją w przestrzeni publicznej kapitalizmu i demokracji. Zarówno jedno jak i drugie, jest niepodważalnym dogmatem, na którym różnorakie środowiska polityczne budują swoje dalsze pogląd – jedni ciągną do interwencjonizmu w stylu keynesizmu, gdzie państwo ingeruje w gospodarkę, drudzy natomiast dążą do redukcji roli państwa i pozostawienia obywateli swojemu losowi.

Kapitalizm to system oparty na własności prywatnej i głównym celem działania kapitalisty jest jego prywatny zysk. W tej definicji nie gra rola wielkości własności środków produkcji (może być ona zarówno drobna, jak i wielka), a także jej narodowość – kapitalizm dalej pozostanie kapitalizmem i nadal zyski z niego będzie czerpała mniejszość społeczeństwa. Wszelkie systemy opieki społecznej i cały szeroko pojęty „socjal” to nic innego jak linie obrony kapitalizmu, mające dać mu ludzką i sprawiedliwą twarz, redukując napięcia społeczne i maskując jego niesprawiedliwość. A to, czy w Polsce panuje socjalizm czy kapitalizm jest do stwierdzenia gołym okiem – gospodarka opiera się na własności prywatnej i jakiekolwiek zaklinanie rzeczywistości przez liberałów nie zmieni tego faktu. Oczywiście, nie zmieni to także faktu, że zaślepieni naszym rozwojem cywilizacyjnym i gigantycznymi „sukcesami” po 1989 roku liberałowie wszelkich barw i znaków będą lamentować, iż żyjemy w najgorszym i najbardziej restrykcyjnym socjalizmie i tylko przez ucisk państwa nasz kraj nie zajmuje należnego mu miejsca.

Jak dalece sięgnęła w świadomości ludzi kapitalistyczna propaganda pokazuje choćby fakt z jaką łatwością mówi się o prywatyzacji służby zdrowia, komercjalizacji oświaty i kultury, a jakie oburzenie wywołują pomysły nacjonalizacji pewnych części gospodarki narodowej, co odbywało się przecież w kapitalistycznych krajach Europy Zachodniej, ale ona w oczach niektórych też jest „socjalistyczna”.

Wykształcił się typ człowieka, który uważa, że wszystko co wspólnotowe jest złe, nieefektowne i szkodliwe, a najlepsza metoda życia to dzika i zwierzęca konkurencja pozbawiona wszelkich zasad, jeśli komuś się nie udało to tylko dobra wola jakiegoś miłosiernego samarytanina może uratować taką osobę od śmierci czy wykluczenia. Dziwi to szczególnie w przypadku obecnych postaw nacjonalistycznych, gdzie właśnie ten pierwiastek wspólnotowości powinien być jedną z podstawowych wartości, a mimo to wszelkie formy socjalizmu – jako własności wspólnej, należącej do całego narodu atakowane są zajadle z różnych pozycji. Oczywiście, można stwierdzić, że naród jest z zasady „głupi” i kierować nim jak stadem nieświadomych owiec czy raczej baranów, nie próbując nawet wznosić tejże świadomości na wyższy poziom, jednak takie postępowanie, będące elitarystycznym ma zdecydowanie więcej wspólnego z wszelkimi doktrynami konserwatywnymi niż z nacjonalizmem ukierunkowanym na lud.

Jednak popularne jest atakowanie, słabego oczywiście, państwa i jego instytucji, o to że ciemięży jakże biednych i wiecznie pokrzywdzonych pracodawców – kapitalistów, utrzymuje resztki coraz bardziej fasadowego kodeksu pracy, utrzymuje teoretycznie jeszcze bezpłatną służbę zdrowia i edukację i lepiej bądź niestety raczej gorzej stara się dbać i regulować inne podstawowe dziedziny życia. I dość znamienne jest to że często ci, którzy tak narzekają na nadmierną rolę państwa w życiu społecznym sami chwalą wniebogłosy poziom życia na zachodzie, ochoczo tam emigrują, korzystając bez skrupułów z wszelkich udogodnień socjalnych co jednak dalej nie przeszkadza twierdzić, że rolę państwa należy ograniczyć do minimum.

Wracając do tytułowej antysystemowości, zakłamanie prawdziwego znaczenia tego słowa nie jest raczej przypadkowe, jest to jeden z następnych wentyli bezpieczeństwa kapitalistycznej demokracji. Ludzie mniej lub bardziej świadomie czują, że jest źle, że system jest niesprawiedliwy, że panuje wyzysk i niesprawiedliwie dzielone są owoce ich pracy. Jednak pod pozorem wielkich zmian, ci medialni „antysystemowcy”, chcą wprowadzić raczej drobne poprawki, często kosmetyczne, ewentualnie zająć naród polityką historyczną, która, owszem, jest zajmująca i działająca na emocje, jednak nie poprawi ani na trochę obecnej rzeczywistości, ani nie będzie oddziaływała w pozytywny sposób na przyszłość. I w końcowym rozrachunku, efekt działania takich „antysystemowców” jest mizerny (a więc bezpieczny dla systemu), a społeczeństwo jest, któryś raz z kolei rozczarowane obietnicami polityków, co tylko zwiększa bierność, nieufność i brak wiary w jakiekolwiek zmiany.

Kapitalizm i prywatny zysk, wyklucza wspólnotowość, a wraz z nią nacjonalizm. Pogodzenie tych dwóch poglądów nie jest możliwe – albo celem jest wspólnota albo wyalienowana z niej jednostka, kierująca się swymi egoistycznymi potrzebami. Zostaje więc nam pracować nad tym, by to właśnie nasz głos był tym prawdziwie antysystemowym, niepokornym i rewolucyjnym. A zrobić to chyba można tylko tworząc, prezentując i propagując ideę, która będzie alternatywą dla obecnego systemu.

K.

Zobacz również:
Systemowcy
Wróg realny i urojony