Przyszłotygodniowa wizyta w Polsce brytyjskiego historyka Davida Irvinga postawiła na nogi przeróżne „antyfaszystowskie” stowarzyszenia, które w imieniu demokracji i wolności słowa pracują nad uciszeniem niewygodnych dla oficjalnej wersji historii naukowców. Nagonkę na Irvinga (nie pierwszy raz) rozpoczęła już jakiś czas temu Gazeta Wyborcza posiłkując się głosami „ekspertów od faszyzmu”. Irving ma odwiedzić kilka miejsc w Polsce związanych z drugą wojną światową, m.in. obóz w Treblince, teren Getta Warszawskiego oraz Wilczy Szaniec. Protesty do władz polskich i brytyjskich ślą zawodowi tropiciele rasizmu ze stowarzyszenia Nigdy Więcej, znanego m.in. z dostarczanych PZPN-owi broszur ukazujących Szczerbiec jako „symbol faszystowski” oraz wypromowania HIV-terrorysty Simona Mola. W wysiłkach tych wspierają ich brytyjscy koledzy oraz krajowe media.
Irving, który był cenionym historykiem do czasu gdy zaczął zadawać pytania odnośnie holocaustu, stał się celem żydowskich organizacji na całym świecie, które wywierały naciski na rządy różnych krajów, by te ścigały go jako „kłamcę oświęcimskiego”. W 2006 roku historyka aresztowano w Austrii gdzie skazano go na 10 miesięcy więzienia za przemówienie wygłoszone w tym kraju w 1989 roku. Wizycie Irvinga w Polsce ma czujnie przyglądać się IPN a także ABW (!). Inwigilacja niezależnych historyków, ich procesy pokazowe oraz kary więzienia za podważanie dogmatu holocaustu nie jest niczym nowym w demokratycznym świecie. Tzw. „antyfaszyści” są gorącymi orędownikami kar za głoszenie niewygodnych poglądów.
Aresztowania Davida Irvinga w Polsce domaga się „zwalczające rasizm i antysemityzm” stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita, którego członkiem jest m.in. Władysław Bartoszewski. Zachęca ono do wysyłania do IPN wniosków o ściganie Irvinga, oskarżając go o tzw. „kłamstwo oświęcimskie”.
David Irving, który jest autorem wielu doskonałych książek dotyczących drugiej wojny światowej, według stowarzyszenia dopuścił się przestępstwa w książce „Wojna Hitlera”. Obawiają się oni, że Irving może powtarzać w Polsce tezy, z którymi nie są oni w stanie dyskutować inaczej niż za pomocą sądu i aresztu. Po raz kolejny „antyfaszyści” wespół ze środowiskami żydowskimi pokazują, że wolność słowa i badań naukowych w ich rozumieniu odnosi się tylko do tych, którzy nie ośmielają się dotykać niezwykle opłacalnego dla nich tematu holocaustu.