Ostatnimi czasy, bombardowani nowym prądem już chyba ze wszystkich krajów ościennych poza Litwą, zaczynamy powoli akceptować i przyjmować styl Autonomicznego Nacjonalizmu. Polska – do tej pory wielka biała plama, na mapie czerwono-czarnej Europy, przyjmuje z wolna nowy trend. Oczywiście, wraz z przyjmowaniem go (często bezkrytycznie!) przez jedne osoby, zaobserwować można też mocno krytyczne podejście, czy wręcz bezwarunkową negację AN. Co istotne, równolegle z ideą AN, popularność zdobywają style muzyczne: hatecore (nowej fali), czy National Socialist Hardcore, czyli w skrócie NSHC (w praktyce, można uznać że to jeden i ten sam styl). Dla jasności należy przypomnieć – hatecore to wynalazek nowojorskich hardcore’owców z lat 80 ubiegłego stulecia, niekoniecznie, bądź wogóle niezwiązanych z nacjonalizmem.
Nowa, mocno nacjonalistyczna (dokładniej: NS) fala zwana hatecore, pochodzi z przełomu tysiącleci i zdaje się dynamicznie rozwijać. Nie można nie zauważyć, podążającej za hatecore/NSHC, mody na WP Straight Edge, która, trzeba przyznać, stoi w jaskrawej opozycji do cichego przyzwolenia na libacje po różnego typu manifestacjach prawicy, skrajnej prawicy, wszelkiego rodzaju młodocianych narodowców, nacjonalistów, narodowych socjalistów, itd. Zwolennicy rozwoju AN, również w Polsce, jako jedną z głównych zalet tej formy promocji nacjonalizmu, podają także odejście od mocno niefortunnego dla polityki i metapolityki image skinheada. Tym bardziej akcentuje się to, mając na uwadze, jak mocno zsubkulturyzowane i odstraszające były ruchy nacjonalistyczne w całej Europie (ale i Ameryce Północnej) w latach 90 ubiegłego wieku. Nierzucający się w oczy styl „autonoma”, to zazwyczaj czarna kurtka bądź bluza, jeansy albo szturmówki, a zamiast glanów z białymi sznurówkami – zwykłe adidasy/halówki. W skrajnych przypadkach, przy możliwości konfrontacji z policją, bądź drugą stroną ideowej barykady, w postaci pseudo-antyfaszystów i lewackich ekstremiarzy, dochodzi zamaskowanie twarzy w postaci czapki, kaptura, ciemnych okularów, czy nawet chusty. Większa ilość ubranych w ten sposób, planowo identycznie, nacjonalistów, to słynny już, choć w Polsce jeszcze nie uświadczony na wielką skalę, nacjonalistyczny czarny blok, czyli pomysł, podobnie jak sama metoda działalności autonomicznej, „buchnięty” bez pardonu anarchistom. Ci, którzy zachwalają AN, akcentują zazwyczaj, że o wiele łatwiej wyłapywać po mieście rzucających się w oczy skinheadów, niż wtapiających się w społeczeństwo autonomów, a w erze wszechobecnego monitoringu, zakrywanie twarzy to wręcz mus. Każdy niech oceni sam.
Krytyka promocji AN w Polsce często opiera się na zarzucaniu mniej lub bardziej skonkretyzowanej „lewackości”. Co prawda faktem jest, że image, metody działania, silna retoryka antykapitalistyczna, oraz np. zwrot ku ekologii, mogą wydawać się żywcem przejęte od grup „lewackich”. Patrząc jednak w kategoriach skuteczności, można prędko odrzucić zarzuty o powielania „lewackiej” mody w ubiorze (rozwój musi być), a z kolei takie elementy jak antykapitalizm, czy proekologizm, pojawiły się w polskim (i nie tylko) ruchu nacjonalistycznym na długo przed AN, w dodatku u grup, których za jakkolwiek związane z lewicą/lewactwem, uznać nie można. Trochę bardziej uzasadnioną krytykę prowadzą Ci, którzy wytykają swoistą hermetyczność AN, oraz przejście z jednej subkultury w drugą. Tutaj rzeczywiście można odnaleźć analogie, np. kiedyś skinheads i RAC, a dzisiaj (lub prędzej – jutro) hatecore i sXe. Schemat właściwie się nie zmienia, a zmienia się tylko forma izolacji ruchu od szerokich mas społeczeństwa. O tym jednak dalej.
Również sama idea wykorzystania nacjonalistycznego czarnego bloku budzi spore kontrowersje, jednak w tym przypadku wydaje się, że przyda się zwykły umiar w maskowaniu twarzy (czyli, po prawdzie, odstraszaniu od siebie zwykłych ludzi przynajmniej tak samo, albo i bardziej niż skinheads). Prawdopodobnie najlepiej ograniczyć wykorzystanie BB (Black Block) tylko i wyłącznie do kontr, oraz półlegalnych manifestacji, mogących się zakończyć konfrontacją z kimkolwiek, bądź złamaniem obecnego, totalitarnego tzw. „polskiego prawa” – z polskością, ani prawem, nie mającego nic wspólnego.
To, co przemawia za rozwojem stylu AN w Polsce, to przede wszystkim wspomniane odejście od agresywnego subkulturowego stylu czyli de facto pozostawienie za sobą podziału w poprzek narodu. Należy jednak mieć cały czas na uwadze, że istnieją zarówno osoby traktujące AN jako metodę, a nie cel sam w sobie, jak i osoby lgnące do tego stylu (szczególnie w połączeniu z WP sXe i hatecore) tylko i wyłącznie jak do kolejnej nowinki. Od razu wiadomo, że z tych drugich nie będzie solidnych działaczy i aktywistów, bo będą się głównie skupiać na ciuszkach i płytach z muzyką, oraz co najwyżej okazjach do lansu na manifestacjach. Zatem ci, którzy chcą rozwinąć działalność AN w Polsce, powinni mocno krytycznie podejść do osób, z którymi będą działać i które przyjdą i powiedzą „cześć, ja też chcę być autonomem”. Nie można sobie pozwolić na powtórzenie błędu poprzedniej dekady – na izolację, subkulturyzację (a co za tym idzie, marginalizację) idei, która powinna być dla całego narodu (bo w końcu to nacjonalizm, a nie klasowy czy subkulturowy partykularyzm). Tym bardziej, kiedy fala mody na nacjonalizm w wydaniu AN przychodzi do nas sprzężona z modą na określony typ muzyki, oraz przecież mocno niszowe Straight Edge. Na szczęście, co pokazują nie tak dawne obrazki z manifestacji czeskich czy niemieckich autonomów, w ruchu AN segregacja subkulturowa nie istnieje.
Kolejnym, brzemiennym w skutkach błędem byłoby działanie w przekonaniu, że AN to jedyny akceptowalny typ działalności, a wszelkie inne (działalność parlamentarna, zaangażowanie inteligencji, nierewolucyjne i mało „uliczne” sposoby itd.) można spisać na straty. Siłą ruchu nacjonalistycznego w danym kraju powinna być różnorodność i przenikanie się różnego typu inicjatyw. AN ma szansę być magnesem dla młodych talentów, zniechęconych jednak tymczasowo do jakichkolwiek deklaracji przynależnościowych – tym bardziej w przypadku rzeczywistości polskiego młodego nacjonalizmu, skłóconego i podzielonego na małe republiki kolesi i zgraje pod kontrolą papierowych führerów. AN ma szansę przyciągnąć zwykłą młodzież, zniechęconą nie tyle do aktywizmu metapolitycznego (nawet w ruchu nacjonalistycznym), co do po części słusznego medialnego wizerunku agresywnego, podpitego osiłka z prawicowej kontrmanifestacji. AN może też dać jej szansę wykazania się na ulicy – tam gdzie młodzież spędza najwięcej czasu, ale też zaprezentować epos wszechstronnego, świadomego aktywisty, który tak samo sprawnie operuje puszką farby, transparentem, co i wiedzą zdobytą z książek i czasopism. Ważne jednak aby w tym zakresie promować model nieformalny, pozaorganizacyjny i otwarty na współpracę. Obecne, scentralizowane organizacje nacjonalistyczne w dużej mierze marnują swój potencjał, może więc czas dać ruchowi porządnego kopa w postaci zastrzyku nowej krwi, która kiedyś zasłuży się w już inny, „dorosły” sposób. Pamiętajmy, że będąc nacjonalistami, jesteśmy tu i teraz nie dla siebie, ale przede wszystkim dla tych wszystkich dookoła, którzy stanowią naród. Nowe w postaci AN idzie, idzie i w końcu pewnie przyjdzie do nas. Oby nie zmarnować tej możliwości.
SC