Amerykański prezydent Donald Trump po buńczucznych zapowiedziach ataku na Syrię łagodzi swoje stanowisko, tym niemniej po raz kolejny dał wyraz ulegania wpływom środowisk „jastrzębi”, którzy dążą do wywołania kolejnego konfliktu na Bliskim Wschodzie. Część środowisk amerykańskiej prawicy, na czele z prestiżowymi konserwatywnymi periodykami, krytykuje jednak jego politykę, natomiast były kongresmen Ron Paul nazywa totalnym nonsensem rzekomy atak chemiczny we Wschodniej Gucie.
Najbardziej krytyczną opinię wobec antysyryjskiej retoryki Trumpa wyraził paleokonserwatywny dwumiesięcznik „The American Conservative”, który wprost stwierdza, że za ewentualny atak chemiczny w mieście Douma odpowiadają tak naprawdę syryjscy „rebelianci”. Magazyn zauważa, iż Syria i Rosja już w ubiegłym miesiącu ostrzegały przed możliwymi prowokacjami, natomiast same doniesienia o użyciu broni chemicznej pojawiły się tuż po tym, jak załamały się negocjacje pomiędzy obiema stronami biorącymi udział w walkach o Wschodnią Gutę.
Do ataku miało bowiem dojść w sobotę, kiedy wznowiono ofensywę syryjskiej armii przeciwko jednostkom „Armii Islamskiej”, które po fiasku rozmów o ewakuacji pozostały jeszcze na terenie wyzwolonego właśnie regionu. Używając broni chemicznej „rebelianci” mieli więc dać pretekst Stanom Zjednoczonym do przeprowadzenia ataku na Syrię, przy czym jak dotąd strona amerykańska nie przedstawiła żadnych przekonujących dowodów na ten temat. Według „The American Conservative” groźby Trumpa są więc zbyt pochopne.
Magazyn w innym komentarzu stwierdza z kolei wprost, iż ostatnie posunięcia amerykańskiego prezydenta jasno pokazują, że przed prawie dwoma laty nie był on tak naprawdę żadną alternatywą dla Hillary Clinton, o czym świadczy jego polityka zagraniczna, która prowadzona jest pod dyktando „jastrzębi”. Komentator „The American Conservative” twierdzi przy tym, iż jeśli nawet syryjskie władze użyły broni chemicznej, to na świecie jest również wiele innych państw występujących przeciwko ludności cywilnej, w tym prowadząca wojnę w Jemenie Arabia Saudyjska.
O niebezpiecznej grze Trumpa wokół Syrii pisze również „The National Interest”. Kolejny z prestiżowych amerykańskich periodyków zauważa, iż decyzje o ataku na inny kraj nie powinny być podejmowane pod wpływem emocji, zwłaszcza jeśli wcześniejsze podobne operacje nie przyniosły zamierzonego skutku. Pismo zwraca przy tym uwagę na hipokryzję amerykańskich polityków, którzy reagując na wszelkie „złe rzeczy” na całym świecie musieliby uczynić z wojska światowego superpolicjanta, a atakiem na Syrię stworzyliby wraz z Trumpem niebezpieczny precedens i tym samym wzmogłyby oczekiwania świata na podobne działania w przyszłości.
W samo przeprowadzenie ataku chemicznego przez syryjski rząd nie wierzy z kolei Ron Paul. Były republikański i libertariański kongresmen uważa, iż podobne oskarżenia pod adresem Damaszku są „totalnym nonsensem”, a już kilkukrotnie takie doniesienia okazywały się nieprawdziwe. Zdaniem trzykrotnego kandydata na prezydenta USA, tego typu doniesienia działają głównie na korzyść amerykańskich neokonserwatystów, chcących uzasadnić pozostanie amerykańskich wojsk na terenie Syrii.
Na podstawie: theamericanconservative.com, nationalinterest.org, presstv.com, thenewamerican.com.