O co chodzi?
Egzystencja KDT w tym miejscu wywoływała we władzach miejskich wrażenie głębokiego dyskomfortu. Jestem wręcz zdania, że była solą w oku Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nie można jednakże odmówić jej pewnej konsekwencji – przez cały czas permanentnie i ostentacyjnie okazywała brak szacunku wobec ludzi, którzy chcieli tam tylko i wyłącznie pracować. Ignorowała ich prośby, do tego stopnia, że odmówiła także dialogu w dniu 21 VII 2009. Nie jest to pierwszy przypadek, gdy Gronkowiec nie podejmuje interwencji w sprawie obywateli, będących w ciężkiej sytuacji (vide: sprawa warszawskich lokatorów, na którym polityczny kapitał zbija lewactwo). Frustracje w tejże marnej personie wywoływał szczególnie fakt, że postawili oni opór, gdy starano się pozbawić miejsca ich pracy w mało poważny sposób – oferując tragiczne nowe lokalizacje (wyższe czynsze wynajmu przy zdecydowanie gorszym miejscu), czy też inny przypadek: po uprzedniej wstępnej akceptacji przez kupców nowego gruntu pod budowę nowej hali, jego cena nagle zdrożała o jakże skromną kwotę – 30 mln. zł. Polska to dość osobliwy kraj, niemniej jednak, fakt że opiera się nawet prawom ekonomii należy już odnotować jako zjawisko z gatunku paranormalnych. Ot, w trakcie kryzysu ziemia tanieje, a w Polsce oczywiście drożeje. O mitologii w wykonaniu władz miejskich: „oferowaliśmy kupcom kilkanaście innych lokalizacji” nawet nie wspominam.

Projekt hali, która miała docelowo pełnić funkcję hali zastępczej, miał zostać zrealizowany dopiero w roku 2012. To nie jest jednak przecież tak dramatyczna wizja, albowiem nie jest tajemnicą, że charakterystyczną cechą „polskich rządów” jest troska o dobro swego narodu, toteż wysokie zasiłki, wypłacane wg. kryterium czasowego, jaki niezbędny jest bezrobotnemu na znalezienie pracy, nie zaś urzędniczej interpretacji, zapewne zezwoliłyby handlarzom na trzyletnią bezczynność. To ostatnie zdanie jest utrzymane w tonie lekko żartobliwym, lecz mnie personalnie dziwi, a właściwie razi jawna kpina z jaką HGW oszukała polskich kupców.

Oficjalnie wg miasta: na miejscu hali KDT mają powstać: muzeum sztuki nowoczesnej i łącznik metra. Interesujące jest jednak to, że owe inwestycje planowane są dopiero na rok… 2012. Wątpliwe jest więc, by rozbiórka hali KDT wraz z uporządkowaniem terenu miały trwać 3 lata. Skąd więc w instytucji władz miejskich tyle determinacji, by pozbyć się ich akurat na długo przed tym terminem? Czyżby w grę wchodziły ewentualne dodatkowe pieniądze w portfelu…?

Co do logiki samych „inwestycji” – muzeum czegoś co, aktualnie nie istnieje tzw „sztuki nowoczesnej”. Coś, co nie ma nic wspólnego z kulturą i jest zwyczajnym kiczem. Szansę na wypromowanie swych „dzieł” będą mieli „artyści” o mocno, niż przeciętnie skrzywionej psychice określanych w nowomowie mianem: „ekscentrycznych” (czytaj właściwie: pierdolniętych). Jako pewnik przyjmuję, iż muzeum nie wygeneruje nawet takich dochodów, które pokryłyby koszt budowy, skoro za „sztukę” i „abstrakcję” traktuje się dziś fiuta wkomponowanego w krzyż, kompozycje z fekaliów etc. Osobiście rzecz biorąc w tejże wesołej twórczości nie widzę żadnej jakości, a nieskromnie jestem zdania, iż jestem obdarzony przynajmniej kompetencjami kulturowymi na dostatecznym poziomie. Sądzę także i to raczej nie na wyrost, że ów projekt nie będzie się cieszyć wybitnym zainteresowaniem pozostałych Polaków.

Łącznik między liniami metra jest także inicjatywą więcej niżeli chybioną. Ma on powstać w miejscu, skąd będzie 50 metrów do metra Świętokrzyska, a także 50 metrów do metra Centrum. Ta inwestycja to nic innego jak absurd czy też marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Polska nie jest krajem, gdzie standardem są temperatury – 20 ° C i wielu innych czynników, które uniemożliwiają kilkuminutowy spacer z jednego odcinka metra do drugiego. Tu pozwolę sobie zawrzeć także mą prywatną opinie odnośnie II linii metra. Rejestrując już trasę, jaką ona będzie przebiegać niejeden umysł, nawet przedszkolaka, dojdzie do właściwej konkluzji, iż pokrywa się ona z trasą WKD, SKM. Planowo II linia metra ma łączyć dwa fragmenty Warszawy ulokowane po przeciwnych stronach Wisły. Z autopsji wiem, jaką trasą jeżdżą koleje SKM i bynajmniej by pokonać odcinek na linii np. Warszawa Ursus – Warszawa Wschodnia nie trzeba wiele czasu. Zastrzeżenia można mieć odnośnie do komfortu jazdy, toteż wskazana byłaby wymiana torów, taboru jak również nawet kosmetyczna zmiana wyglądu dworców. I to w mojej opinii należałoby zainwestować publiczne pieniądze, nie zaś w średnio opłacalną II linie metra, co do której zostanie zastosowany tzw. Budżet otwarty, co zezwoli na wiele finansowych malwersacji (w imię rozwoju komunikacyjnego Warszawy, naturalnie!).

21.07.09
Co do samych wydarzeń, których byłem naocznym obserwatorem. Przybyłem zdecydowanie za późno, aczkolwiek choroba nie pozwoliła mi zwlec się z łóżka i by być wcześniej na miejscu zdarzeń. Kupcy zostali usunięci już na zewnątrz gmachu, tak samo jak i z prowizorycznej blokady przy ul. Marszałkowskiej. Sprawa była więc przegrana. Dodatkowo większość ludzi pierwszy raz miała styczność ze starciami na ulicy, gdy przeciwnik jest zdecydowanie lepiej wyposażony i stoi za nim „prawo”. W dodatku gdy bezczelnie i z wyrachowaniem go nadużywa. Ciężko więc było mówić o jakiejkolwiek koordynacji działań czy też aktach heroizmu. Już optycznie było można stwierdzić zrezygnowanie i świadomość tego, że ich ostatni akt walki o swe miejsca pracy zakończył się klęską. Poprzedzały go przecież działania natury dyplomatycznej – jak wymiana przemilczanych dokumentów z Ratuszem, liczne demonstracje w obronie KDT, czy też wreszcie poranne wydarzenia dnia 21 VII 2009. Ostatecznie „bitwa” (język zaczerpnięty z systemowych mediów) trwała nieprzerwanie już kilka godzin, toteż widoczne było wyczerpanie fizyczne. Spory procent kupców zaś już całkowicie pozbawiony nadziei opuścił teren wokół KDT. Wielu jednak umacniał duch solidarności, jaki masowo okazali im mieszkańcy Warszawy. Wielu pośród nich było kibicami Legii (niestety kilku wskazujących na spożycie alkoholu), wielu przechodniów, którzy spontanicznie włączyli się w wydarzenia, jak również i tacy, którzy śledząc doniesienia mediów poczuli obowiązek, by znaleźć się pod halą. Przekrój wiekowy – różnorodny, także dziadkowie z wnuczkami. W trakcie kolejnych godzin doszło do kilku spięć z „reprezentantami prawa”, na których tradycyjnie skoncentrował się gniew narodu za ich czynną pomoc w realizacji wizji „władz polskich”. Cóż, bycie systemowym ramieniem zbrojnym to nie tylko rzekoma duma, lecz także i rozbite głowy (oczywiście byłem wyłącznie obserwatorem, a pewne niedogodności sprawiły, iż nie byłem w stanie dojrzeć, kto, co i jak konkretnie zrobił ;) ).

Ponadto jedną z pierwszych zastanawiających mnie kwestii, gdy przybyłem już na miejsce zdarzenia – brak kolorowych imigrantów, którym poprzez likwidację KDT także miano odebrać miejsca pracy. Ta ich kompletna absencja wydawała mi się co najmniej irracjonalna. Tu odbiorcy, który nie jest mieszkańcem Warszawy, ewentualnie nigdy nie był w KDT należą się wyjaśnienia. Imigranci z Azji, Afryki stanowili wydatny procent sprzedawców w tejże hali, ponadto ulokowane były również tam tureckie knajpy z kebabem. W późniejszej rozmowie z jednym sprzedawców sprawa została częściowo rozwikłana, opierając się na jego wersji opuścili oni przed terminem egzekucji komornika swe miejsca pracy przy zdecydowanej pomocy swych kolorowych współziomków. Owe wsparcie opierało się na niekoniecznie zgodnym z prawem wciąganiu tychże handlarzy na zastępcze miejsca pracy po wyburzeniu bazaru na stadionie X lecia. Miejsca ta były atrakcyjne z dwóch względów: lokalizacyjnych i niskich opłat.

Solidarność społeczna i kłamstwa mediów
Kwestia dodatkowo warta odnotowania. Obraz otaczający KDT zdecydowanie napawał mnie dumą, taką jaką czuje się w chwilach najwyższej wagi. Przyczyną tego nie byli tylko sami protestujący, wydarzenia, cel w jakim tam przybyłem lecz podniosła bazująca na uczuciach patriotycznych atmosfera. Gmach dekorowały liczne polskie flagi, od strony ulicy Marszałkowskiej znajdował się transparent o treści „Polskie ulice, polskie kamienice”, o którym nie wspominały paradoksalnie demoliberalne media. Sprawa tym bardziej zastanawiająca, gdyż wisiał zaledwie kilkanaście metrów od telewizyjnych kamer. Czyżby treści uważane nie tak dawno za będące daleko od politycznej poprawności nagle przestały wzbudzać emocje? Wśród samych zgromadzonych dało się odczuć także nastroje, które Kornak i reszta oszołomów bezrefleksyjnie skategoryzowaliby jako antysemickie. Dość powszechną opinią były te o „żydówce – Gronkowcu” i „żydowskich Złotych Tarasach”. Zastanawiające jest to, skoro owe słuszne nastawienie jest dość popularne na ulicy, dlaczego opozycja narodowa nie może liczyć na wsparcie społeczeństwa? Jedyny słuszny wniosek: to my musimy do niego wyjść. Zerwać z tradycją „podziemnego” koncertowania i manifestacji, ewentualnie ich formą których istoty nie rozumie nikt poza nami. Temat do przedyskutowania we własnych wewnętrznych kręgach.

Teraz nieco szerzej o mym prywatnym odczuciu, w jaki sposób sprawę potraktowała demokratyczna dyktatura. Pierwszy, dość popularny już zabieg to dehumanizacja nieposłusznych za pośrednictwem demoliberalnych mediów. W audycjach telewizyjnych, radiowych, relacjach na portalach internetowych można więc było odnieść wrażenie, iż wydarzenia pod KDT przyciągnęły wyłącznie „awanturników”, „chuliganów” i tego pokroju kryminalny element. Stara gra na emocjach, stosowana już przecież także przez reżimowe media w dobie PRL. W odbiorcy ma się wygenerować pewne fałszywe odczucie, że awanturujący się absolutnie nie zostali sprowokowani tudzież te wydarzenia były mekką dla zwykłych przestępców. Psychologowie jawnie mówią przecież o tym, iż agresję łatwo jest wywołać właśnie za pośrednictwem prowokacji. Wzbudza ona gniew, który trzeba rozładować przy jednoczesnym pragnieniu rewanżu. Nie jest o to trudno, szczególnie gdy celem nieuzasadnionego ataku jest tłum. Powszechna jest informacja o poszkodowanych przedstawicielach systemu – 19 (12 policjantów, 2 strażników miejskich i 5 wynajętych przez system ochroniarzy). I już cel jest zrealizowany, niejeden jegomość pomyśli – „hołota biła przedstawicieli prawa!”. Tylko dane są zastanawiające bowiem poszkodowanych było 130, a więc te wszystkie służby stanowią znikomy procent. Reszta to cywile. A nie, przepraszam „bydło”. Dość tego, jak widzi to „czwarta władza”.

Zastanawia mnie, czy dziennikarze byli na miejscu zdarzeń, czy też relacjonowali odgórnie ustaloną wersje. Jest to już szczyt zakłamania rzeczywistego obrazu. Jakże można wytłumaczyć fenomen, że przypadkowy przechodzień widząc brutalność policji chwyta za kamień i rzuca w funkcjonariuszy? Dlaczego nic nie wspomina się, że owa radykalna obrona kupców i wspierających ich Warszawiaków była sprowokowana bezprawnymi działaniami ochrony (wpuszczenie do budynku gazu przed godziną 8, czyli przed terminem interwencji, czy też nieuzasadnione używanie przez nich siły w ogóle przy aprobacie rzekomych funkcjonariuszy porządku publicznego)? Zaś pod eufemizmem „zgodna z prawem interwencja policji” kryje się: taranowanie przez funkcjonariuszy na koniach spokojnych części tłumu, rozpylanie gazu łzawiącego wobec grupy obserwatorów, w której były liczne osoby starsze i dzieci (sprawiało im to wydatną radość i dumę) czy też szczucie psami z komentarzem „wygryzłby ci jajca”. Wszystkie te czynności podejmowali z ironicznym uśmiechem na ustach. Uwaga: poszukuję nacjonalisty, który w takim obrocie spraw zachowałby stoicki spokój i nie uległby emocjom, o ile ma w sobie odrobinę testosteronu. Szczególnie po upływie kilku dni bawią mnie opinie rzekomo nacjonalistycznej ekstremy, że policja wyłącznie realizowała swe obowiązki. Aby zmodyfikować opinię o jej działaniach należało postać zaledwie kilka chwil i doświadczyć tego, czego wielu tchórzom nie będzie dane nigdy zrobić tj. walczyć (w sensie dosłownym) Z NARODEM przeciw demokratycznej dyktaturze. Mielibyście świadomość wówczas jak policja nadużywa swych ustawowych kompetencji, zgodnie z własną prywatną wizją. Jak systemowe ramie zbrojne z radością katuje swe ofiary z pozytywną notą wydaną mu przez „elity polityczne” w kooperacji z demoliberalnymi mediami. Bywając na meczach, biorąc udział w manifestacjach/kontrmanifestacjach, akcjach bezpośrednich niejednokrotnie miałem wątpliwą przyjemność odczuć nadużywanie władzy przez systemowe ramię zbrojne. Lecz przerażające jest to, jak pewnie musi czuć się demokratyczna dyktatura (policja to jej część), że owe metody stosuje wobec szeregowych obywateli i nie kryje się już pod maską „praworządności”. Stąd ludzie zgromadzeni pod KDT jej działania przyrównywali adekwatnie do reprezentantów innych instytucji o charakterze totalitarnym – ZOMO i Gestapo.

Demokratyczna dyktatura
Inną sprawą jest z jaką determinacją demokratyczna dyktatura uderzyła w tą drobną polską przedsiębiorczość. Istota tej rzekomej ponad 20-letniej zmiany ustrojowej, która przyniosła iluzję kapitalistycznego raju zdołała wygenerować wiele jednoosobowych firm, które były jednym z silnych filarów PKB. To właśnie tego pokroju przedsiębiorczość, jaka dominowała w KDT – jednoosobowy bądź rodzinny interes od lat dostarczają największe dochody dla Skarbu Państwa. Logika nakazuje więc, by był pod szczególną protekcją państwa. Dzieje się jednak radykalnie inaczej, mianowicie chroni się wielkie korporacje, kreuje się odpowiednio korzystne warunki do robienia interesów. Przykładem niech będzie ITI i sprawa stadionu Legii, który został im oddany za groszowe sprawy. W dobie kryzysu naturalną ludzką postawą jest próba zaoszczędzenia pieniędzy. Mając więc do wyboru dość liczne galerie handlowe w Centrum, w tym najbardziej popularne obecnie – Złote Tarasy czy też KDT, gdzie ceny nie są tak wygórowane przy stosunkowo dobrej jakości produktów, konsument wybierał z reguły te ostatnie.

Fikcją jest wrażenie, jakoby oferta wszystkich tych sklepów adresowana była do innego typu klientów. Na swoim przykładzie wiem, iż w przypadku chęci kupna obuwia sportowego KDT były u mnie poza konkurencją, gdyż dystansowały cenowo i jakościowo inne sklepy, będąc klientem sklepu z militariami już na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że można nabyć tam także produkty niezbędne do wycieczek w góry etc. To wszystko oferowały polskie sklepy, toteż w dobie kryzysu miały szansę na wygranie konfrontacji o klienta z pozostałymi galeriami handlowymi będącymi międzynarodowymi spółkami. W czyich rękach jest skoncentrowany kapitał tychże międzynadorodowych korporacji polskiemu nacjonaliście tłumaczyć nie trzeba. By wyciągnąć odpowiednie wniosku należy zajrzeć do dzieł Romana Dmowskiego, zwłaszcza do książki o tytule „Przewrót”, gdzie uzyska on odpowiedź nie tylko na to pytanie, ale także na te, dla kogo najkorzystniejszy był poprzedni wielki, przedwojenny kryzys. KDT było więc niewygodne, należało się go pozbyć.

Końcowe kilka słów zarezerwowane będzie dla państwa. W dzisiejszym demoliberalnym świecie obywatelom wmawia się, iż państwo jest czymś na kształt umowy społecznej, kontraktu zawartego z jego instytucją. Państwo sankcjonuje ustawy, ewentualnie mając ku temu zapewnione środki wymaga ich realizacji. Gwarantuje porządek publiczny i bezpieczeństwo swych obywateli. By prawidłowo spełniać swe funkcje musi być tworem niezależnym od zewnętrznych sił i nacisków. Tu już można by przerwać dalsze rozważania bowiem to, że Polska straciła swą suwerenność jest niezaprzeczalne. Wchodząc w struktury UE uznała swą podrzędność wobec tej instytucji np. nadrzędność konstytucji UE, rozporządzeń, uchwał nad rodzimym ustawodawstwem. O wszechobecnych normach i zakazach w dziedzinie produkcji nie wspominam. Polskie władze są zaledwie administracją postanowień unijnych. Wątpliwa jest także jego funkcja jako umowa społeczna swych obywateli – oto demokratyczna dyktatura faworyzuje międzynarodowe twory, działając bezprawnie na szkodę swych obywateli. O braku szacunku jakim obdarzyły władze miejskie kupców nie wspominam, tak samo jak i o powszechnym krajobrazie – łamaniu prawa przez policje. Jakim bowiem prawem komornik jako funkcjonariusz publiczny przyszedł do KDT w obstawie ochroniarzy? Jako ekstremiści jesteśmy doświadczeni bezprawnymi represjami, zatrzymaniami i powszechnym nadużywaniem litery prawa wobec nas. Precedens pojawia się dopiero wówczas, gdy tego pokroju prześladowania dotykają przeciętnych obywateli. Jest to w swej istocie wysoce przerażające. Zwłaszcza, że katowanie swych rodaków jako konieczny środek ku realizacji prawa uznał dość znaczący procent Polaków. Dysonansu nie powoduje w nich nawet fakt, że prawo, w imię którego działa łamali także reprezentanci państwa… W ten sposób demokratyczna dyktatura wyprała przeciętny ludzki umysł. Jedno jest pewne, struktury naszego państwa już dawno przestały służyć na rzecz pokojowej kooegzystencji swych obywateli. Stały się reprezentantami obcych wpływów i najwyższej kasty, toteż ja osobiście w obecnym kształcie (demokratycznej dyktatury) go nie uznaje. Nie dla okupacji państwa polskiego!

 

R.