Ledwie minął tydzień protestów przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, a środowiska lewicowo-liberalne już się skłóciły. Dla feministycznych kolektywów protesty za bardzo skupiają się na krytyce Prawa i Sprawiedliwości, dziennikarzom mediów głównego nurtu oraz postronnym przeciwnikom zaostrzenia prawa nie podobają się wulgaryzmy i ataki na kościoły, natomiast obrażeni mogą czuć się „Fajnopolacy” od Szymona Hołowni. Jednym słowem miało być inaczej, lecz wyszło jak zwykle.

Trzeba otwarcie przyznać, że środowiska feministyczne dostały nowe paliwo do swoich działań. Naruszenie tak zwanego „kompromisu aborcyjnego” jest w Polsce wyjątkowo niepopularne, także zresztą wśród konserwatywnej części społeczeństwa. Nie powinna więc dziwić skala pierwszych protestów. Dodatkowo dołączyły do nich osoby, dla których sama sprawa wyroku Trybunału Konstytucyjnego ma drugorzędne znaczenie. W centrum ich zainteresowania znajduje się PiS, lub też po prostu przyłączają się do wszystkiego, co jest akurat „modne”.

Nic więc dziwnego, że szczególnie w pierwszych dniach protestów feministkom udało się zgromadzić na ulicach dziesiątki tysięcy ludzi. Równie szybko wśród protestujących pojawiły się jednak pierwsze niesnaski. Widać to choćby po reakcji niektórych dziennikarzy mediów głównego nurtu. Atakowanie kościołów skrytykowali Andrzej Gajcy z Onetu, Konrad Piasecki z TVN24 czy dziennikarz sportowy Tomasz Smokowski. Z pewnością nie spodobały się one też wciąż sporej grupie „liberalnych katolików”, którzy „na wszelki wypadek” chrzczą swoje dzieci i obchodzą kościelne święta.

Co więcej, do krytyków obecnej formy demonstracji dołączyły zupełnie nieoczekiwane środowiska. Dla kolektywu LGBT „Stop Bzdurom” przemieniły się one w kolejną wulgarną demonstrację przeciwko PiS-owi i Jarosławowi Kaczyńskiemu, pomijającą postulaty feministyczne. Niezadowolony jest też squat „Rozbrat” z Poznania, który krytykuje jednego z liderów Komitetu Obrony Demokracji. Zdaniem anarchistów środowiska KOD-owców chcą bowiem w ten sposób zbić swój kapitał polityczny.

Tymczasem lewicowa banieczka z mediów społecznościowych zdaje się nie zauważać, że tylko dzięki swoim antyrządowym treściom protesty zgromadziły tyle osób. Bo raczej nie z powodu postulatów przedstawionych przez „Strajk Kobiet”. W mediach społecznościowych niezbyt pochlebnie przyjęto postulat całkowitej legalizacji aborcji. Liberalna wielkomiejska elita nie będzie też chciała zwiększać wydatków budżetowych, a do tego doprowadziłaby realizacja pojawiających się haseł o państwowej kasie na aborcję i antykoncepcję.

Trudno było też wyobrazić sobie większy strzał w stopę niż słowa Marty Lempart, szefowej warszawskiego „Strajku Kobiet”, skierowane do Szymona Hołowni. Nakazanie mu, aby „wypie…..” było kolejnym strzałem w stopę organizatorów. Wszak Hołownia jako prezenter telewizji dla wielkomiejskiej elity ma wśród niej spory posłuch. Tym bardziej mając w pamięci świeżą prezydencką kampanię, po której otrzymał kilkanaście procent głosów od wspomnianych „Fajnopolaków”.

Prawdziwym crème de la crème jest jednak wywiad „Dziennika Gazety Prawnej” z prof. Andrzejem Rzeplińskim. Były prezes Trybunału Konstytucyjnego przez ostatnie pięć lat widniał na sztandarach organizatorów wszelkich antyrządowych protestów. Tymczasem postanowił nazwać protestujących inspirowaną z zagranicy „hołotą”, bronić domu Kaczyńskiego oraz skrytykował atakowanie obiektów kościelnych.

Tak naprawdę to dopiero początek. Z każdym dniem protestujący będą kompromitować się coraz bardziej, zaś ich demonstracje przejmą całkowicie gimbusy wykrzykujące „j…ć PiS” oraz wariatki ze „Strajku Kobiet”. Po raz kolejny okazuje się, że lewicy i liberałom wystarczy po prostu dać swobodnie mówić.

M.