Nowy polski prezydent Rafał Trzaskowski, w ramach polityki ukierunkowanej na europeizację polskiego społeczeństwa, zapowiedział jak najbardziej skromne obchody rocznicy Bitwy Warszaw… Oh, wait. Przecież przy władzy jest dalej Andrzej Duda oraz obóz Prawa i Sprawiedliwości. A i tak różnicy specjalnie nie widać. Obchody jednego z największych triumfów polskiego oręża będą więc totalną klapą, podobnie jak wcześniej stulecie odzyskania niepodległości.

Zasadniczo już dawno zabrakło palców u rąk i nóg, aby wyliczyć wszystkie wpadki oraz zwykłe kłamstwa PiS-u. Miało być wstawanie z kolan i nie oddawanie ani guzika, a zamiast tego jest dyktat amerykańskiej ambasador. Polscy pracownicy mieli wreszcie mieć lepszą pozycję wobec pracodawcy, lecz zamiast tego cierpią z powodu niedofinansowania inspekcji pracy oraz presji płacowej ukraińskich imigrantów. Frankowicze mieli dostać wsparcie w walce z bankami, gdy tymczasem otrzymali bankstera na stanowisku szefa rządu.

Rządzący nie są nawet w stanie zrobić nawet najprostszych rzeczy, bo jednak łatwiej uczcić ważną historyczną rocznicę niż choćby zreformować służbę zdrowia. Zwłaszcza jeśli na gębach ma się tyle patriotycznych frazesów, dzięki którym wciąż można zmobilizować spory elektorat, co pokazały niedawne wybory prezydenckie.

To jednak tylko teoria. Nawet postawienie pomnika z okazji 100-lecia zwycięstwa nad bolszewikami okazało się zbyt trudne dla rządzących. Tak jak zima co roku zaskakuje drogowców, tak wielkie rocznice są ogromnym zaskoczeniem dla PiS-u. Zupełnie jakby daty w kalendarzu były zmienne i nieprzewidywalne, jak warunki pogodowe. Można było doskonale zaobserwować te zjawisko dwa lata temu, kiedy rządzący pospiesznie chcieli przejąć Marsz Niepodległości.

Ówczesne działania były związane właśnie z całkowitą klapą ich własnych projektów. Czy ktokolwiek pamięta w ogóle działania podjęte przez państwo z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości? Nie? I bardzo słusznie. Bo ograniczono się do nudnawych, lokalnych akademii, postawienia paru ławeczek i wspomnianego przejścia paru metrów Alejami Jerozolimskimi przez prezydencką kolumnę. Nie było za to niczego, co można byłoby pamiętać po latach. Chyba, że w naszej pamięci utkwił uchwalany na ostatnią chwilę projekt 12 listopada wolnego od pracy.

Podobnie będzie więc z 100. rocznicą Bitwy Warszawskiej. 15 sierpnia nie dojdzie do odsłonięcia choćby długo zapowiadanego pomnika. Ani w postaci łuku triumfalnego, ani wzbudzającego skądinąd spore kontrowersje projektu monumentu, który w przyszłości ma stanąć na warszawskim Placu na Rozdrożu. Nie ma też oczywiście mowy o Muzeum Bitwy Warszawskiej. Powstanie takiej placówki wymaga czasu. A tego przecież nie… a nie, jak najbardziej był. Wszak PiS rządzi od pięciu lat.

Sobotnie obchody wielkiego polskiego triumfu to jedynie powtórka z błędów popełnionych w 2018 roku. Najgorszy jest jednak fakt, że teraz rządzący będą mieli wytłumaczenie swojej nieudolności. Będzie nim oczywiście koronawirus,. Z łatwością będzie można zamknąć nim usta wszystkim krytykom. Pod jego pretekstem odwołano wszak już defiladę wojskową na Wisłostradzie. Szkoda, że nie zrobiono tego samego z wiecami wyborczymi Dudy. Przynajmniej nie trzeba byłoby słuchać tylu pustych frazesów.

15 sierpnia 2020 roku przejdzie do historii jako klęska. Paradoksalnie będzie to bardzo polskie. Wszak klęski umiemy świętować najlepiej.

M.