Doniesienia o rzekomym wzroście wynagrodzeń i poprawie sytuacji materialnej Polaków, nie mają jak na razie zbyt wielkiego pokrycia w rzeczywistości. Siła nabywcza przeciętnego Polaka dalej jest bowiem bardzo niska i daleko jej nie tylko do średniej europejskiej, lecz nawet do zamożności naszych południowych sąsiadów. Żaden z regionów naszego kraju, w tym Warszawa, nie zbliżył się pod tym względem nawet do najbiedniejszych części najbogatszych krajów Zachodu.
Szacunki Gfk Poland obejmują siłę nabywczą obywateli państw europejskich, za wyjątkiem Rosji, a jest ona rozumiana jako kwota co roku przechodząca przez portfele Europejczyków. Środki te są wydawane więc głównie na jedzenie, mieszkanie, media, oszczędności, wakacje, transport czy samochód. Przeciętny Europejczyk na wydatki i oszczędności dysponuje więc kwotą w wysokości 14 292 euro, podczas gdy siła nabywcza Polaków to jedynie 7228 euro.
Siła nabywcza Europejczyków wzrosła jednocześnie o 355 euro, a więc o 2,5 proc. w skali rocznej, dlatego w tym roku będą oni dysponowali łącznie kwotą około 9,7 tryliona euro. W naszym kraju widoczna jest dodatkowo spora różnica pomiędzy bogatymi a biednymi, dlatego mieszkańcy najbiedniejszych polskich powiatów mają do dyspozycji równowartość mniej niż jednej trzeciej europejskiej średniej.
Ponadto żaden z polskich powiatów nie zbliżył się nawet do najbiedniejszych rejonów, znajdujących się we Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii, a ponadto jesteśmy ubożsi od Czechów i Słowaków, nie wspominając o Portugalię, którą podobno wyprzedzamy już pod względem PKB. Siła nabywcza w Warszawie jest przy tym największa, bo wynosi blisko 13,535 euro na głowę mieszkańca – tym samym nawet Warszawiakom brakuje blisko 5 proc. do europejskiej średniej.
Na czele Europy pod względem siły nabywczej znajdują się m.in. Lichtenstein, Szwajcaria, Islandia, Luksemburg, Norwegia czy Dania. Tylko w tym pierwszym przypadku wskaźnik ten jest o blisko 4,5 raza większy niż wynosi średnia dla całego kontynentu.
Na podstawie: money.pl.