Sześć osób zostało rannych po poniedziałkowych protestach w niemieckim Chemnitz, do których doszło po pogrzebie Niemca zabitego przez dwóch „uchodźców” z Syrii i Iraku. W poniedziałek wieczorem w mieście zorganizowano demonstrację przeciwników narastającej przemocy ze strony imigrantów, przeciwko którym manifestowali jednocześnie aktywiści skrajnej lewicy. Wydarzenia w Chemnitz zostały już potępione przez niemiecki rząd zaniepokojony „nagonką na ludzi o innym wyglądzie”.

Wszystko zaczęło się od niedzielnego festynu z okazji 875. rocznicy powstania Chemnitz, kiedy doszło do bójki pomiędzy przedstawicielami różnych narodowości. W jej wyniku ucierpieli trzej Niemcy, a jeden z nich zmarł. O zamordowanie 35-latka poprzez zadanie mu ciosów nożem podejrzewani są Irakijczyk i Syryjczyk, dlatego też zdaniem niemieckich mediów już w niedzielne popołudnie w mieście miało dojść do prób przeprowadzenia samosądów na osobach obcego pochodzenia.

Wczoraj na wezwanie lokalnych ruchów prawicowych na ulicach niemieckiego miasta pojawiło się blisko pięć tysięcy osób, które otwarcie kwestionowały politykę imigracyjną kanclerz Angeli Merkel, wzywając ją do odejścia ze stanowiska. Atmosferę podgrzała dodatkowo obecność blisko tysiąca lewicowych kontrdemonstrantów, dlatego też w ruch poszły butelki i kamienie, natomiast policja użyła armatek wodnych. Rannych w wyniku zamieszek miało zostać sześć osób, w tym jeden policjant.

Demonstracje zaniepokojonych niemieckich obywateli zostały skrytykowane przez niemiecki rząd. Jego przedstawiciele twierdzą, że „to, co wydarzyło się w Chemnitz, nie może mieć miejsca w naszym państwie prawa” a „zbiegowiska i nagonki na ludzi o innym wyglądzie są nie do zaakceptowania”.

Na podstawie: jungefreiheit.de.