Amerykański sekretarz stanu Rex Tillerson zapowiedział, że żołnierze z jego kraju pozostaną w Syryjskiej Republice Arabskiej na czas nieokreślony, ponieważ Stany Zjednoczone nie chcą powtórzyć błędów ze swojej irackiej interwencji. Tym samym celem Amerykanów jest całkowite zniszczenie Państwa Islamskiego, lecz Tillerson zdobył się dodatkowo na daleko posuniętą szczerość i dodał, iż Waszyngton nie chce umocnienia się władz w Damaszku i rozszerzenia strefy swoich wpływów przez Teheran, co dla syryjskiego rządu jest wypowiedzeniem aktu agresji przeciwko suwerenności kraju.

Tillerson podczas uniwersyteckiego wykładu przedstawił obecną politykę administracji prezydenta Donalda Trumpa, dotyczącą trwającego wciąż konfliktu w Syrii. Najważniejszym celem Białego Domu ma być więc wyciągnięcie wniosków z interwencji w Iraku i Libii, kiedy Barack Obama w pierwszym wypadku wycofał wojska przed całkowitym pokonaniem islamskich ekstremistów, zaś w drugim przypadku nie poczekano na ustabilizowanie się sytuacji w kraju po obaleniu Muammara Kadafiego. Amerykańscy żołnierze mają więc pozostać w Syrii dopóki nie zostanie pokonany całkowicie samozwańczy kalifat Państwa Islamskiego.

Walka z fundamentalistami nie jest jednak jedynym powodem, dla którego Amerykanie nie wycofają się ostatecznie z syryjskiego terytorium. Tillerson nie ukrywa bowiem, że chce chronić obszary wyzwolone spod panowania ISIS (przy współudziale amerykańskiego wojska) przed ponownym wkroczeniem na nie administracji Baszara al-Assada. Obok syryjskiej głowy państwa, jednym z najważniejszych wrogów USA ma być Islamska Republika Iranu, która dzięki umocnieniu władz w Damaszku rozszerzy swoje wpływy w regionie Bliskiego Wschodu.

Deklarację Tillersona skrytykował syryjski rząd. Tamtejszy resort spraw zagranicznych i emigracji nazwał słowa amerykańskiego sekretarza stanu wtrącaniem się w wewnętrzne sprawy Syrii, co jest złamaniem prawa międzynarodowego i przeczy najważniejszym założeniom teorii konstytucji. Sama obecność wojsk USA jest więc naruszeniem syryjskiej suwerenności, przy czym hasła walki z ISIS mają brzmieć niewiarygodnie, ponieważ Damaszek uważa samozwańczy kalifat za wytwór polityki Baracka Obamy. Syryjski rząd w specjalnym oświadczeniu dodał, że będzie dalej prowadzić swoją bezlitosną walkę z grupami terrorystycznymi, bez względu na ich nazwy i powiązania.

Obecność Amerykanów w Syrii coraz bardziej niepokoi także Turcję. Na początku tygodnia pojawiły się informacje, iż USA chcą stworzyć „Służby Bezpieczeństwa Granicy”, których celem będzie nadzorowanie granic pomiędzy Syrią i Turcją oraz Syrią i Irakiem, zaś trzon tych sił mają stanowić bojownicy kurdyjskich Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) oraz nowi rekruci. Tworzenie wojska pod amerykańską egidą zostało skrytykowane przez władze Syrii, Turcji oraz Rosji – Syria i Rosja upatrują w nim naruszenia syryjskiej suwerenności, natomiast Turcja zaniepokojona jest wzmacnianiem Kurdów powiązanych z komunistycznymi terrorystami z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK).

Amerykańskie media przypominają, że jeszcze w ubiegłym miesiącu na terenie Syrii znajdowało się blisko dwa tysiące żołnierzy i instruktorów wojskowych z USA, budujących głównie fortyfikacje wojskowe oraz szkolących lokalnych bojowników.

Na podstawie: nytimes.com, sana.sy.