Środowiska lewicowo-liberalne są doskonale znane ze swojej hipokryzji, stąd po raz kolejny okazało się, że stosowanie podwójnych standardów jest wśród nich nie tylko na porządku dziennym, ale prowadzi także do sporych podziałów. Tym razem poszło o pisarza Janusza Rudnickiego, który miał w niewybrednych słowach obrazić dziennikarkę dodatku do „Gazety Wyborczej” i jej koleżankę, co niektórzy z przyjaciół Rudnickiego postanowili obrócić w niewinny żart.

A było tak: dziennikarska „Wysokich Obcasów”, czyli kobiecego dodatku do „Gazety Wyborczej”, umówiła się na wywiad z podziwianym przez siebie od dawna Rudnickim. Wraz z koleżanką czekała na niego w jednej z kawiarni, po czym pisarz rzeczywiście się zjawił, a niedługo dołączył do niego jego kolega. Przyjaciel Rudnickiego wchodząc do kafejki miał zostać powitany przez literata zawołaniem „chodź, kurwy już są”, na co jednak zszokowana dziennikarka i jej koleżanka reportażystka nie zareagowały.

O tej sytuacji Anna Śmigulec rozmawiała w swojej gazecie ze specjalistką od edukacji i „poradnictwa psychoseksualnego”, lecz nie chciała podać nazwiska pisarza. Ostatecznie dzień po publikacji rozmowy list do redakcji napisał sam Rudnicki, który przeprosił Śmigulec i nazwał swoje zawołanie żartem. Oczywiście przy okazji nie zabrakło dość zawiłych tłumaczeń, stąd literat napisał w liście, że w ramach „wolnej amerykanki” w obraźliwych słowach zwraca się do swoich koleżanek, zaś one podobnie mają odnosić się do niego.

Oczywiście takie tłumaczenia nie przekonały części środowisk feministycznych, uznających słowa Rudnickiego za pierwszy z etapów molestowania kobiet. Tak sprawę przedstawia chociażby „Codziennik Feministyczny”, który oskarża lewicowo-liberalne elity o stosowanie podwójnych standardów wobec osób będących po tej samej stronie politycznego sporu. Autorki jednego z czołowych internetowych pism feministycznych zauważają, że jeszcze niedawno te same osoby mówiły, iż „nadużycia zaczynają się już w przestrzeni języka”, zaś obecnie usprawiedliwiają swojego kolegę zachowującego się w ordynarny sposób.

Sama dziennikarka „GW” została od razu oskarżona o przewrażliwienie i brak dystansu do siebie, a wspomnianego pisarza broniły takie tuzy lewicowo-liberalnego salonu jak Kazimiera Szczuka, córka Jacka Żakowskiego, Eliza Michalik, Krystyna Kofta, Maciej Stuhr, czy też Mikołaj Lizut. Tłumaczenia przyjaciół Rudnickiego wskazują jednak, że pisarz chcący oczywiście uchodzić za osławiony już „autorytet moralny” lubuje się w żartach i tekstach niezbyt wysokich lotów.

Na podstawie: wirtualnemedia.pl, polityka.pl, codziennikfeministyczny.pl.