Dziś propagandziści, elity ANC próbujące utrzymać władzę za wszelką cenę, a także życzliwi im dziennikarze stale grają postkolonializmem, przerażającym zachodnie społeczeństwa rzekomym rasizmem białych, skrzętnie wykorzystują poprawność polityczną i mity narosłe wokół murzyńskiej walki o wolność. Konstrukcja tej propagandy jest zaskakująco prosta: biały jest zły, okryty hańbą zniewolenia murzynów, to wyzyskiwacz. Czarny to zaś uciskany przez wieki szlachetny człowiek. Imperium stworzone przez białych jest złe, dobra jest wolność i niezależność rdzennych mieszkańców Afryki. Nie stanowiłoby najmniejszego problemu zadanie kłamu tym uogólnieniom, gdyby nie politycznie poprawna blokada mediów i wieloletnia tresura zachodnich odbiorców medialnej prawdy. W Południowej Afryce pisanie historii na nowo jest codziennością, czego przykładem może być era apartheidu przedstawianego w sposób jednoznacznie zły, a nawet uznanego za zbrodnię.
Pomimo wszystkich wewnątrzafrykańskich konfliktów, wojen i rzezi to właśnie biali i ich wkład w rozwój kontynentu są dziś najbardziej znienawidzeni. To oni zmuszeni są dziś do współodpowiedzialności za ruinę, w którą obróciło się wiele „wyzwolonych” państw afrykańskich. Nowi, czarni władcy nie tylko „podzielili się” z białymi winą za sytuację w jakiej znajdują się dziś niegdyś kwitnące państwa, ale paradoksalnie usiłują zrzucić ją niemal wyłącznie na nich, usprawiedliwiając przy tej okazji siebie, własne rządy, nieudolność czy wręcz złą wolę.
Za każdym razem gdy słyszymy głosy agitujące za anulowaniem długów czarnego lądu, powinniśmy pomyśleć o zagranicznych kontach afrykańskich przywódców, którym ich zamrożenie z pewnością by się nie spodobało. Podczas gdy apartheid przedstawia się jako synonim zła, pomijane są okrucieństwa wyrządzone przez afrykańskich przywódców własnym i sąsiadującym narodom. A tych jest bardzo dużo. Podczas gdy winą za epidemię AIDS w Afryce obwinia się „zachodnią obojętność”, pomija się uwarunkowania kulturowe, w tym tak odrzucające jak gwałty na niespotykaną skalę, traktowane często jako forma kary. Gdy słyszy się zawodzenie afrykańskich oficjeli o kolonializmie i krzywdach, jakie wyrządził on kontynentowi i jego mieszkańcom, chciałoby się rozebrać wszystkie drogi, szkoły, szpitale i wspaniałe niegdyś miasta, by pozwolić im zacząć od początku, z czystym kontem. Nastał czas kiedy sami decydują o sobie, o swoich krajach i losie swoich narodów. Obrócenie ich w ruinę nadal jednak często tłumaczone jest kolonializmem, wina nadal spychana jest na białych.
Czarni Afrykanie, a zwłaszcza ich przywódcy, opanowali w dużym stopniu umiejętność grania kartą ofiary. Jednocześnie duża część zachodnich społeczeństw w podobnym stopniu wyćwiczyła swoją naiwność, a dodatkowo została wytresowana w poczuciu winy i obowiązku (w języku angielskim określa się je mianem „white guilt” – białej winy).
Ciągłe odwoływanie się do winy białych kolonizatorów, do niewolnictwa można by przenieść na grunt europejski i żądać od Skandynawii zadośćuczynienia najechanym przez Wikingów krajom. Brzmi śmiesznie? Tak. A jednak niemal identyczna sytuacja ma miejsce dziś wobec Afryki, gdzie niewolnictwo skończyło się dwieście lat temu. Białemu człowiekowi przypisano brzemię winy wobec Afryki. O winie tej ciągle się mu przypomina, ciągle musi się z niej tłumaczyć.
Miliardy dolarów pomocy spływają corocznie do Afryki bez uprzedniego zapewnienia odpowiedniego zarządzania tymi środkami. Ciągłe paczki żywnościowe tworzą w Afryce kulturę zależności, a jednocześnie zwalniają z obowiązku podjęcia działań na rzecz poprawy sytuacji każdego czarnego despotę rządzącego każdym zaopatrywanym przez białych krajem. Oczywiście dodatkowo zapewniają wygodne życie im samym i członkom ich licznych rodzin. Afryka i wyuczone poczucie winy rzuca długi toksyczny cień na naszą świadomość. Przywiezione do Europy zachowania Afrykańczyków tłumaczymy sobie poprzez pryzmat naszej rzekomej winy wobec nich. Czarny uczeń wyrzucony z londyńskiej szkoły nie mógł być leniwy, uciążliwy czy nie osiągać dostatecznych wyników w nauce – wina leży po stronie szkoły, reprezentującej „rasistowską politykę”. Aresztowania czarnych przestępców stanowiących ponadprzeciętny procent sprawców przestępstw muszą zostać wytłumaczone uprzedzeniami instytucji w stosunku do mniejszości. I tak w kółko. Wymówki tego typu są wszędzie i na stałe weszły do użycia zastępując odpowiedzialność za swoje czyny i postawę czarnych przybyszy, którzy już dawno nauczyli się jak je sprawnie wykorzystywać. Bardzo trudno jest znaleźć afrykańskiego przywódcę lub lidera czarnej społeczność w Europie, który stwierdzi: „to nasz problem, nasza wina musimy sobie z tym poradzić”.
Zapytany o problem Afryki niegdysiejszy premier Wielkiej Brytanii, Harold McMillan, powiedział, że kontynent ten należałoby ogrodzić wysokim murem i odejmować od niego cegły w miarę obserwacji kolejnych postępów. Po tym, co zaoferowały własnym krajom elity „wyzwolicieli” jest więcej jak pewne, że widok owego muru obserwowałoby jeszcze wiele pokoleń. Obserwując dziś rzeczywistość „wyzwolonego” czarnego lądu na myśl nasuwa się łańcuch skojarzeń: głód, barbarzyństwo, maczety, dzieci-żołnierze, watażkowie, masakry, diamenty, tyrania, korupcja, choroba, AIDS. Afryka nadal pozostaje centrum ciemności. Afryka jest piekłem.
Tresura w poczuciu winy jest dobrze widoczna wśród dzisiejszej młodzieży, której uczy się ich w szkołach, w telewizji, czy wmawia im przez kreowane przez media „autorytety”. Wspieranie akcji pomocy dla Afryki pozwala młodym ludziom poczuć się lepiej wobec tych, którym rzekomo są coś winni. Podobna sytuacja ma miejsce w stosunku do społeczności, która do perfekcji opanowała wykorzystywanie roli ofiary – Żydów. Poprzez nieustanną propagandę wyjątkowości żydowskiego cierpienia, a także próby obarczenia winą za nie wszystkich narodów europejskich, mamy dziś do czynienia z kompleksem winy wobec Żydów, która coraz bardziej umacnia się w młodych ludziach poprzez działania podejmowane przez tę społeczność i jej wpływowe organizacje. To ciągłe przypominanie o żydowskich stratach wojennych, o ich wyjątkowości, setki książek, filmów i artykułów, niektórych wybitnie mijających się z prawdą, dopełnione jest dążeniem do zinstytucjonalizowania propagandy holocaustu poprzez wprowadzanie do szkół lekcji o holocauście. Kolejne pokolenia Europejczyków, których narody wycierpiały wiele w wyniku wojen są zmuszone do moralnej odpowiedzialności za śmierć Żydów w okresie hitleryzmu. Holocaust, który obrósł w tak wiele mitów, z których najbardziej absurdalne wyrzucane są dziś za burtę propagandowego statku, ma za zadanie stać się tematem numer jeden w historii Europy i świata. Do dziś nauczyciele w szkołach forsują wiele opowieści rodem z horroru, w które nakazują wierzyć uczniom. Mam tu na myśli m.in. koszmarną historię produkcji mydła z ludzkiego tłuszczu opisanego w propagandowej książeczce Nałkowskiej „Medaliony”, którą do dziś wciska się uczniom jako prawdę historyczną, pomimo tego, że z mydlanej historyjki wycofały się już nawet największe propagandowe ośrodki żydowskie.
Tresura w poczuciu winy łączy się z niechęcią wobec poczucia dumy z własnego narodu, z własnego pochodzenia. Wyuczona wina tłumi te uczucia i postawy. To wszystko jest tym, z czym powinniśmy dziś walczyć z całych sił. Wyzbyć się poczucia winy i nie pozwolić by terroryzowano nas poczuciem obowiązku wobec wszystkich na świecie, przy jednoczesnym spychaniu na boczny tor naszych własnych interesów, naszej dumy. Naszym zadaniem jest wyplątanie się z tych krępujących nas więzów i próba wydarcia z nich jak największej liczby młodych ludzi. Nie damy się sterroryzować! Nie czujemy się winni! Wręcz przeciwnie!