wegierskie-tropienie-skinow-i-agentow-mPoczątek kadencji nowego parlamentu Węgier jest niezwykle ciekawy. Media i politycy wpierw wytropili dwóch skinheadów ze złotych w naszym regionie lat 90., a następnie znalazł się i obcy agent wpływu, będący hitem ostatnich dni.

Warto zacząć chronologicznie, zarówno pod względem zdemaskowania „afer”, jak i ich początków. Na pierwszy front po wyborach parlamentarnych z początku kwietnia bieżącego roku wpadł poseł nacjonalistycznego Jobbiku. Tamás Sneider został wybrany wiceprzewodniczącym węgierskiego parlamentu,  a media dość szybko wynalazły jego „ciemną” przeszłość. Lewicowy dziennik „Népszabadság” napisał, że Sneider w złotych latach dziewięćdziesiątych, gdy w dawnym bloku komunistycznym triumfy święciły subkultury, był  przywódcą skinheadów w Egerze, noszącym pseudonim „Roy”. Miał wówczas uczestniczyć w atakach na, jak zwykle niewinnych, Cyganów. Dodatkowo Sneider był samorządowcem z ramienia Węgierskiej Partii Sprawiedliwości i Życia (pod niemal każdym względem odpowiednik Ligi Polskich Rodzin), a także miał osobisty konflikt z własnymi rodzicami. Ostatecznie Sneider i tak będzie wiceprzewodniczącym parlamentu. Warto tym samym dodać, że został on wybrany na to stanowisko oczywiście nie tylko głosami Jobbiku, ale również centroprawicowego Fideszu.

Ugrupowanie premiera Viktora Orbana, który za wszelką cenę chce udowodnić, iż nacjonaliści są prowokacją lewicowej opozycji (oczywiście ona twierdzi, iż narodowcy są pompowani przez Fidesz), dość szybko znalazło pretekst do odpowiedzi na ataki socjalistów, wrzeszczących o „neonaziście” na wysokim stanowisku w Zgromadzeniu Narodowym. Media popierające centroprawicę wynalazły (ciekawe czy przypadkiem) zdjęcia z początku lat 90 z liberalnego tygodnika „168 Óra”. Przedstawiały one posła socjalistów, Zsolta Molnára, z manifestacji nacjonalistów w 1992 roku. Obchodzili oni wówczas kolejną rocznicę Powstania Węgierskiego z 1956 roku, które Molnár uczcił we fleku i w glanach. Co prawda zasiadał on w parlamencie od 2006 roku, jednak dopiero teraz media związane z Fideszem opublikowały „kompromitujące” materiały, wsparte nagraniem z kanału państwowej telewizji. Sam Molnár zaprzeczał swoim dawnym powiązaniom, utrzymując, że dziennik „Magyar Nemzet” kłamie. Ostatecznym dowodem na nieprawdziwość informacji gazety, miało być zdjęcie z legitymacji polityka z ówczesnych czasów. Jedyną różnicą pomiędzy zdjęciem z „168 Óra” a fotografią ukazaną przez posła socjalistów był… brak kaptura na głowie. Ostatecznie Molnár zrezygnował z kierowania strukturą partii w Budapeszcie.

Żeby nie było nudno, w zeszłym tygodniu związany z Fideszem (a właściwie krzyczący z okładki dzień przed cisza wyborczą, „Wybierzmy Fidesz”) dziennik „Magyar Nemzet” napisał o postępowaniu toczącym się wobec posła Jobbiku, Béli Kovácsowi. Prokuratura poinformowała gazetę, że nacjonaliście grozi od 2 do 8 lat więzienia. Powodem miały być powiązania agenturalne Kovácsa i jego żony, mającej być dawnym pracownikiem rosyjskiego KGB. Dowodami na potwierdzenie tych tez, miały być spotkania Kovácsa z rosyjskimi dyplomatami i jego comiesięcznie wizyty w Moskwie, a także ukończenie uczelni stosunków międzynarodowych w rosyjskiej stolicy. Europoseł Jobbiku co prawda nie ukrywał swoich pro-rosyjskich poglądów (jak cała partia), zamieszczając obszerne relacje ze swoich spotkań z Rosjanami, ale jak widać Fidesz szukał chwytliwego tematu do obsmarowania swoich przeciwników. Zarzuty płynące z „Magyar Nemzet” brzmią tym bardziej dziwnie, iż dziennik od podpisania umowy o rozbudowie elektrowni w Paks, pomiędzy Rosją a Węgrami, do czego doszło w styczniu, prowadzi kampanię na rzecz wybielania Rosji, jej rządów i kultury, zgodnie z polityką premiera Orbana. Dość szybko okazało się zresztą, że szef węgierskiego rządu na dzień przed ujawnieniem „skandalu”, spotkał się z rosyjskim ministrem energetyki oraz szefem Gazpromu.

Nic więc dziwnego, że Jobbik zaczął pytać się o powiązania rządzących z zagranicznymi służbami, mając choćby w pamięci lata 90., gdy obecny węgierski premier spotkał się z amerykańskimi i brytyjskimi dyplomatami, a także przebywał na stypendium ufundowanym przez znanego finansistę (zresztą Żyda węgierskiego pochodzenia), George’a Sorosa. Sam Kovács twierdzi, że nigdy nie był agentem żadnego wywiadu, a kontrwywiad utrzymuje, iż szpiegował on przeciwko instytucjom Unii Europejskiej. Zabawa tropienie agentury trwa w każdym razie w najlepsze.

Jak widać, nowa kadencja węgierskiego parlamentu przyniesie sporo ciekawych doniesień, jak zwykle zresztą.

MM