smutek-wojnyWydany w 1990 roku „Smutek wojny” wietnamskiego pisarza Bảo Ninha był moim pierwszym spotkaniem z tematyką wojny wietnamskiej o innym rodowodzie, niż amerykański, czy szerzej: euroatlantycki. Od dzieciństwa niemal bombardowany w tym temacie przez telewizję i zamerykanizowane komiksy wizją „dzielnych chłopców”, którzy dla Wujka Sama i rzecz jasna w imię demokracji, pojechali na drugi koniec świata wystrzelać tysiące nabojów do „komuchów”, z nieukrywaną nadzieją rozpocząłem lekturę powieści, do której zachęciła mnie angielskojęzyczna recenzja wspominająca, iż autor sam przeżył wojenną zawieruchę i jako jeden z ledwie kilku, z całego batalionu, dotrwał aż do końca konfliktu.

Powieść nie jest podzielona na rozdziały, a samo uporządkowanie treści nie ma nic wspólnego z chronologią, ładem, czy miejscami nawet z logiką. Z bohaterem – żołnierzem o imieniu Kien spotykamy się już po wojnie, kiedy przemierza dżunglę podczas pory deszczowej w oddziale zbierającym szczątki poległych, aby godnie ich pochować. Kien wciąż odpływa we wspomnienia, to do swojej ukochanej z młodości, imieniem Phuong, to do domu ojca, szalonego artysty, to z kolei przypomina sobie, jak kolejni koledzy z jego oddziału ginęli w tragicznych okolicznościach na polu walki. Chaotyczna narracja i jeszcze bardziej chaotyczne przeskoki pomiędzy wątkami potęgują wyniesione ze wspomnień Kiena wrażenie człowieka złamanego przez wojnę, wszechobecną śmierć, dzieciństwo spędzone w rozbitej rodzinie, czy niespełnioną młodzieńczą miłość, która po wojnie, mając szansę się odrodzić, legła w gruzach, do reszty pogrążając bohatera w rezygnacji i alkoholizmie.

„Smutek wojny” właściwie nie dotyka bezpośrednio tematyki obecności amerykańskiej w wojnie. Ot, „dzielni chłopcy” i będący na ich pasku komandosi południowowietnamscy są gdzieś na drugim, czy nawet trzecim planie, robiąc naloty, bombardując miasta i dworce, czy zrzucając napalm, a prezydent Nixon raczy przerwać naloty lub nie, co dla głównego bohatera nie oznacza niczego więcej, jak tylko moment oddechu i niespokojnego snu, bądź możliwość poświęcenia wieczoru na grę w karty z kompanami. Polityka, górnolotne ideały niemal nie istnieją, przytłumione chęcią przetrwania i powracającymi wspomnieniami o młodzieńczej miłości, brutalnie przerwanej i podeptanej przez rozpętanie konfliktu zbrojnego.

Bezpośrednio z amerykańską armią Kien spotyka się w powieści ledwie kilka razy i faktycznie, opis pasuje do tych, które znamy z chałtury pokroju filmów o Rambo – pewni siebie, z papierosami w zębach i pasami z nabojami przewieszonymi przez muskularne torsy, „dzielni chłopcy” kroczą przez dżunglę tropiąc rannych północnowietnamskich zwiadowców, jednak aura wspaniałości i bohaterstwa Amerykanów tak jak pojawia się niespodziewanie, tak i tonie momentalnie choćby w opisie zbiorowego gwałtu, dokonanego na osiemnastoletniej przewodniczce, która wystawia się na pewną zgubę, aby uratować rannych i dać im czas na ucieczkę.

Również strona, po której walczy Kien, czyli komunistyczny Wietnam Północny, to odległy i niesprecyzowany byt. Komisarze, propaganda dobiegająca z dworcowych głośników, slogany o konieczności patriotycznej walki o wspólną, lepszą przyszłość, pojawiają się w powieści na krótkie momenty, niejednokrotnie jednak w wyraźnie negatywnym świetle, jak chociażby w ustępie, w którym znużony marszem oddział trafia na samotną farmę na wyżynie prowadzoną przez konserwatywnego intelektualistę i jego żonę, a żołnierze z oddziału Kiena zastanawiają się co będzie z tą oazą spokoju po wojnie, kiedy na farmę wkroczą komisarze i zaprowadzą swój porządek.

Porządek powojenny w kraju nie ma dla bohatera żadnego znaczenia. Bardzo mglisty obraz odbudowy Wietnamu po konflikcie przebija ze wspomnień z wizyt w spelunkach odwiedzanych przez weteranów oraz spacerów bez celu po mieście, jednak prawdziwa odbudowa – odbudowa moralna i próba ułożenia sobie życia od nowa, całkowicie zresztą nieudana, odsuwa realia polityczne (i w mniejszym stopniu społeczne) na bardzo daleki, niemal niedostrzegalny plan.

„Smutek wojny” to przygnębiająca powieść, tak bardzo inna od amerykańskiej wizji konfliktu, przepełniona całkowicie innym kulturowo spojrzeniem na wojnę, realia społeczne, miłość, czy nawet zagadnienie śmierci. Narastająca z każdą stroną brutalność i coraz bardziej rozdzierające psychikę bohatera wspomnienia z młodości, wojny i powojennej wegetacji szkicowane są w całkowicie nieuporządkowany sposób na bardzo bladym tle amerykańskiej imperialistycznej wojenki i północnowietnamskich komunistycznych ideałów – niezrozumiałej bądź nawet nie interesującej bohatera polityki. Ta jest zupełnie nieistotna pośród wszechobecnej śmierci, rezygnacji oraz kolejnych życiowych porażek wywołanych wojną. Całkowitą słuszność mają ostatnie słowa zawarte w posłowiu: „(…) bez względu na to, kto wygrywa wojnę, jej ofiarą zawsze jest człowiek”.

SC

smutekwojny