Osławione strefy „no-go” w Szwecji, zamieszkiwane w zdecydowanej większości przez imigrantów pierwszego i drugiego pokolenia, były w niedzielnych wyborach bastionami tamtejszej socjaldemokracji i skrajnej lewicy. W dzielnicach pokroju Rinkeby w Sztokholmie i Rosengård w Malmö przedstawiciele lewej strony sceny politycznej otrzymali więc blisko 90 procent głosów, natomiast jeszcze przed wyborami w jednej z mniejszych miejscowości centroprawicy oferowano głosy trzech tysięcy muzułmanów, jeśli zgodzi się ona na budowę nowego meczetu.

Chociaż niedzielne wybory parlamentarne w Szwecji miały być wielkim sukcesem Szwedzkich Demokratów (SD), umiarkowana antyimigracyjna partia zajęła dopiero trzecie miejsce, ustępując Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej (SAP) oraz liberalno-konserwatywnej Umiarkowanej Partii Koalicyjnej (Moderaterna). Socjaldemokraci wraz ze swoimi sojusznikami z zielonej oraz radykalnej lewicy mogli przy tym liczyć na głosy imigrantów w pierwszym i drugim pokoleniu, którzy obawiali się właśnie triumfu przeciwników postępującej islamizacji kraju.

Jeszcze przed głosowaniem francuska agencja prasowa AFP opublikowała krótki reportaż ze wspomnianego Rinkeby, w którym przedstawiła stosunek miejscowych muzułmanów do szwedzkich wyborów. Większość z nich przyznawała, iż nawet w meczetach nawoływano do wzięcia udziału w głosowaniu, zaś do politycznego zaangażowania zmobilizowały ich rezultaty osiągane w sondażach przez SD.

Nastroje podgrzewane dodatkowo przez politycznie poprawne media spowodowały więc, że wspomniane osławione dzielnice należące do stref „no-go” stały się bastionami szwedzkiej lewicy. W Rinkeby wspomniani socjaldemokraci otrzymali więc blisko 70 proc. głosów, tuż za nimi z prawie 14 proc. uplasowała się skrajna Partia Lewicy, trzeci wynik z 5,6 proc. należał do Moderaterny, z kolei SD poparło zaledwie 2,7 proc. mieszkańców tej niezwykle niebezpiecznej dzielnicy. Podobnie było w Rosengård w Malmö, gdzie SAP otrzymało 77,5 proc, Partia Lewicy 8,6 proc., Zieloni 5 proc. oraz SD tylko 3,3 proc.

O tym jak wielką rolę w wyborach odgrywają imigranci świadczy fakt, iż zwłaszcza lewicowe partie od wielu lat udostępniają swoje materiały wyborcze w języku arabskim. Przed wyborami doszło zresztą do dwóch skandali związanych z kupowaniem głosów obcokrajowców. Jeden z działaczy Zielonych oferował więc lokalnym aktywistom Moderaterny z gminy Botkyrka pod Sztokholmem trzy tysiące głosów muzułmanów, o ile centroprawica zgodzi się na budowę meczetu. Kilka dni wcześniej z ugrupowania Chrześcijańskich Demokratów usunięto z kolei jednego z liderów lokalnych struktur, który miał współpracować z tureckim ugrupowaniem Szarych Wilków.

Na podstawie: valresultat.svt.se, ladepeche.fr, nyheteridag.se.